kobiety kawaler de Simonis w życiu jeszcze nie spotkał, wziął to zjawisko za coś cudownego.
Gdy hrabina wreszcie, rzuciwszy nań urok ten, odeszła rada z siebie, Simonis długo stał w miejscu, jak wkuty, nie mogąc się ruszyć, nie umiejąc przemówić i Blumli musiał go uderzyć po ramieniu, aby do przytomności przywrócić.
Spojrzeli sobie w oczy: Blumli śmiał się z politowaniem starego strzelca, który spogląda na pierwszy raz w pole wychodzącego fryca.
— Kochany Maksie — rzekł — a jakżeś ty młody jeszcze!
— Jakto? dlaczego? — odparł Simonis.
— Jesteś zachwycony...
— Ale jakże nim być nie mam! Kogożby ten blask nie olśnił...
Blumli ramionami ruszał, wziął go pod rękę i wyszedł z nim do ogrodu.
— Mój drogi Maksie — rzekł — niezmiernie szczęśliwy jestem, żem ci mógł sprawić przyjemność, chociaż postąpiłem podstępnie trochę. Nie miałbym sumienia teraz gdybym cię nie ostrzegł o niebezpieczeństwie. Hrabina Brühl, to wszystkim wiadomo, kochała raz w życiu człowieka, który umarł na Koenigsteinie. Z tą miłością zmarło jej serce, odtąd miewa fantazje. Możesz być bohaterem jednego z tych małych poematów... ja byłem nim też i widzisz, jakie z tego szczęście wyniosłem. Życie mi obrzydło, świat zmierziłem... Seyfert o którym pewnie słyszałeś z pokoju hrabiny, gdzie spędzał słodkie godziny, dostał się pod pręgierz na Nowym Rynku... O innych nie mówię.
Zamilkł. Simonis szedł z głową spuszczoną.
— Proszę cię, nie odejmuj mi złudzenia — rzekł jeśli to ma być złudzeniem tylko.
— Gorzej, niż złudzenie, bo nader smutna rzeczywistość, pokryta trochą świecideł. Lecz młodość jest ciekawą nowych krajów... dlaczegożbyś i ty nie miał się puścić, jak Förster, na odkrycia, leśli się rozbicia okrętu nie lękasz i zjedzenia przez dzikich.
Przechadzali się jeszcze dosyć długo, aż Simonis powrócił do domu, pożegnawszy przyjaciela. Tu ledwie miał czas zebrać myśli, gdy odebrał bilet, oznaczający na jutro godzinę przedstawienia się ministrowi.
Opanowała go jakaś niepewność i trwoga, jak ma postąpić. Pod nogami jego coraz grunt zdawał się mniej bezpiecznym. Z jednej strony groziło odkrycie jego posłannictwa, z drugiej tajemne doniesienie do Berlina o stosunkach, które tam mogły wzbudzić podejrzenie. Hrabina w rozmowie z znim napomknęła już, iż mógłby łatwo za jej pośrednictwem otrzymać posadę
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/088
Ta strona została uwierzytelniona.