berlińskiego powietrza ważyć się na karmienie saskiem, które jest zupełnie inne? Jak o tem stryjenka trzyma?
Baronowa kiwała głową.
— Ty bo jesteś złośliwa i długojęzyczna, ty żmijko — rzekła zamieszana — gdybyś nie była moją synowicą, nienawidziłabym cię, ale że kochać muszę... wybaczam tę paplaninę.
— Właśnie przybyłem tu — odezwał się Simonis — aby prosić o radę pani baronowej. Kazano mi się prezentować ministrowi.
— Więc już o was wiedział? cóżby to znaczyć miało? — niespokojnie spytała staruszka.
— A! w tem niema nic dziwnego — odezwał się Maks — niespodzianie prawie zastałem tu, oprócz innych ziomków moich, także przyjaciela lat młodych, niejakiego Blumli który jest sekretarzem przy ministrze. Czasem tacy gorliwi przyjaciele niewygodni bywają. On mnie wprowadził wczoraj do kiosku i zaprezentował ministra żonie, i on, nie pytając mnie wcale, wyrobił na jutro audjencję u ministra.
— A o czem pan nie wiesz, a co już u królowej po obiedzie wiedziano, to, że hrabina wstawiła się do męża, aby pana wziął do swego boku.
I Pepita uśmiechnęła się szydersko. Stara baronowa dziwnie pokręciła głową.
— Teraz proszę stryjenki pozwolić mi puścić trochę cugle wyobraźni — mówiła Pepita. — Pan kawaler de Simonis nie napróżno rok jakiś przeżył w Berlinie, musi tam mieć dobrych znajomych, serdecznych przyjaciół, ziomków... musi też do nich pisywać! to rzecz naturalna! Będąc u tego boku ministra, z którego wiele widać, nuż się wypisze w liście do Berlina z jaką wiadomością ciekawą... Ponieważ w Wiedniu wiedzą wszystko, co kto czyta w Berlinie, list przyjdzie w kopji do Kaunitza, od niego do Fleminga, od tego do Brühla i kawaler de Simonis dostanie bezpłatny pokoik w Königsteinie.
To mówiąc, dygnęła i rozśmiała się głośno. Kawaler de Simonis stał ze spuszczoną głową stara zacisnęła usta i zamyśliła się głęboko, nie mówiąc słowa.
Pepita zaś, wypaplawszy się z tem, co na sercu miała, zbliżyła się do ściany i zaczęła pilnie bardzo przypatrywać się sylwetkom.
Milczenie trwało chwilę. Dziewczę, które czuło, jakie wrażenie uczynić musiało, udało, że nie przywiązuje wagi do słów swoich, i zwróciło się do stryjenki.
— Ten rok już nie dorównywa przeszłemu — rzekła. — Gdybyś pan tu był w przeszłym przyjechał, gdy grano Artemizę Hassego, w której trzystu tancerzy występowało w balecie! albo
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/093
Ta strona została uwierzytelniona.