gdy w styczniu w zapusty przedstawiono Ezio (Aetius) z takim przepychem... Nawet stryjenka dała się zaprowadzić do loży. Oprócz Włochów artystów, mieliśmy na scenie szesnaście koni, osiem wielbłądów, muły, wozy, całą stajnię i menażerję. Cudne to było i nie więcej jak sto tysięcy kosztowało. Wprawdzie — dodała, szczebiocząc ciągle ja taka jestem dziecinna, że wykradłszy się do Gewandhausu, gdy grano dla ludu... pana von Habenichts, więcej się nim bawiłam, niż zwycięzcą nad Attylą; ale ja...
— O! ty! ty! — przerwała stryjenka, grożąc — kto ciebie zrozumie, kto twój jęzorek wstrzyma i kto ci da pomiarkowanie!
Pepita przybiegła pocałować ją w rękę i gderanie skończyło się uściskiem.
— Wiesz jednak, kochany kawalerze de Simonis — rzekła stara — ten trzpiot, papląc tak co mu ślina do gęby przyniesie, czasem i do rzeczy coś powie. Otóż i dziś...
Spojrzała nań, dając mu znak.
— Co wy na to?
— Właśnie na wypadek, gdyby... czego się nie spodziewam, zbyt gorliwy przyjaciel miał mi w istocie postarać się o nieproszone miejsce, radzić się chciałem, co mam czynić?
Pepita milcząc, z założonemi na piersiach rękoma patrzała na niego i na stryjenkę; czekała, co powie baronowa: ta byłaby może wcale inaczej radziła Simonisowi, gdyby nie synowica i wszystko, co poprzedziło pytanie.
— Nad tem się namyślić potrzeba — rzekła cicho.
Domawiała tych wyrazów, gdy w przedpokoju hałas się wszczął jakiś, jak gdyby cisnął się ktoś, kogo dopuścić nie chciano. Usłużne dziewczę wybiegło do Gertrudy, ale nie wróciło rychło. W przedpokoju słychać było głos gruby męski, sprzeczający się ze sługą.
Niespokojna baronówna sama już gotowa była wynijść się dowiedzieć, gdy żołnierz w dosyć nędznym ubraniu, w zabłoconych butach wdarł się do salonu, obejrzał z obawą jakąś, dostrzegł gospodynię, wcisnął jej prędko w rękę kawałek papieru i prędzej jeszcze uszedł; tak, że nim baronowa oddaną kartkę otworzyć czas miała, słyszeć już było stukanie jego ciężkich butów po schodach.
W tem wszystkiem było coś tak przerażającego, niezwykłego że nawet powracająca od Gertrudy śmiała Pepita blada była i przestraszona.
Baronowa drżącemi rękoma, rzuciwszy się na fotel, usiłowała brudną rozerwać kartkę, którą jej żołnierz oddał. Ale przestrach i zdziwienie nie dozwoliły jej tak łatwo, ani rozpieczętować, ani bladego pisma odczytać. Domyślała się już w tem czegoś ta-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/094
Ta strona została uwierzytelniona.