kiego, czego przy Pepicie nie rada była czytać, a ciekawe dziewczę stało nad nią, oczyma usiłując odkryć, co na kartce stało.
— Moje okulary! — odezwała się baronowa.
Pepita chciała iść po nie, ale stara ręką ją zlekka odtrąciła i weszła drżącym krokiem do drugiego pokoju, drzwi zamykając za sobą.
Pepita i Simonis zostali znowu sam na sam, a Fidel powlókł się za panią. Wtem lekki wykrzyk dał się słyszeć z gabinetu baronowej i jakby ciężkie upadnięcie na krzesło. Pepita pobiegła do stryjenki. Przez drzwi otwarte Simonis mógł tylko dojrzeć staruszkę na fotelu w ściśniętej ręce trzymającą konwulsyjnie papier, z obawy zapewne aby Pepita go nie pochwyciła.
— Co się stało? co stryjence jest?
Baronowa miała czas się opamiętać.
— Nic, nic; bądź spokojna: moja stara przyjaciółka, dawna sługa, Barbara Tuchlaubin, chora.
Pepita spojrzała stryjence w oczy i nie odpowiedziała nic. Czy uwierzyła nowinie, trudno było poznać; minkę zrobiła dziwną, jakby urażoną trochę... Simonis, widząc, że wcale tu jest nie potrzebny, chciał odejść; ale widząc, że się żegna, pani Nostitz dała mu znak potajemny, aby pozostał. Posłuszny zatrzymał się nieco, a baronowa, ochłonąwszy, wróciła do salonu. Synowica spojrzała na zegar, potem na Simonisa i ze stolika chwyciła chusteczkę, którą narzuciła na włosy.
— Ja muszę iść — rzekła. — Niech stryjenka nie troszczy się zbytnio Tuchlaubinową, ja jej poślę doktora.
I zdala tylko główką skinąwszy Simonisowi, wybiegła żywo.
Po jej wyjściu czas jakiś panowało milczenie; staruszka zdawała się wyczekiwać, aby Pepita wyszła z domu i dopiero usłyszawszy drzwi zamykające się za nią, zwróciła się, łamiąc ręce, do Simonisa:
— Nie wiecie nic! dziś w nocy Feulnera wzięto i na Koenigstein zawieziono. Któż wie, co znaleźć u niego mogli? On był tak nieostrożny!
— Ale wczoraj jeszcze — zawołał strwożony i zbladły Simonis — jeszcze wczoraj...
— Dają mi znać! niema wątpliwości... Kawalerze de Simonis. bądź mi pomocą: potrzeba palić papiery; mogą napaść i na mnie. Ktoś nas zdradził.
Simonis podał rękę drżącej staruszce i z nią razem przeszedł do gabinetu; musiał wydobyte z osobnej szkatułki papiery palić z nią na kominku, stojąc na straży, aby Gertruda nie weszła w czasie tego palenia, bo baronowa i jej się obawiała. Gdy ostatni kawałek listu dogorzał i popioły zostały zmiecione, baronowa
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/095
Ta strona została uwierzytelniona.