wziął szczyptę i poniósł ją roztargniony, rozmawiając do pięknego nosa. Usta tymczasem wyginały się z całą gamą stłumionych różnych wyrazów, odgrywając z wdziękiom nieporównanym.
Bardzo się cieszę z poznania pana — rzekł, cedząc powoli — bardzo się cieszę.
Oczyma tymczasem egzaminował młodzieńczą postać filuta, który z mniejszą wprawą grał, już jak wirtuoz wielkich nadziei, swą pierwszą rolę na dworze. Brühlowi wydał się skromny i naiwnym.
— Bardzo się cieszę — powtórzył minister. — Kraj Helwetów dostarcza nam najzdolniejszych we wszystkich zawodach urzędników, artystów, uczonych. A pan jakiemu się powołaniu chcesz poświęcić? — dodał z uśmiechem.
Simonis namyślał się nieco.
— Właśnie chciałbym samego siebie doświadczyć i wypróbować — rzekł skromnie — jestem młodym i niewprawnym.
— Wyznanie pełne skromności — ciągle się w niego wpatrując, mówił minister — daje to o waćpanu najlepsze wyobrażenie. Cieszyłbym się, gdybym mógł go tu zużytkować.
— Byłoby to dla mnie największem szczęściem, w usługach tak znakomitego męża stanu, jak Wasza Ekscelencja, pierwsze stawić kroki, ale nie czuję się do tego zdolnym.
To mówiąc skłonił się dziękczynnie. Brühl uśmiechnął się; skromność przypadła mu do smaku.
— Ja też bardzobym rad zdolnego i tak pełnego nadziei młodzieńca mieć przy sobie — odparł, zbliżając się — ale powiedz-że mi, kawalerze, otwarcie, do czego się przykładałeś?
— Ja? Wasza Ekscelencjo ciężkie mi do odpowiedzenia dajesz pytanie — rzekł żywo Simonis — uczyłem się potrosze wszystkiego, a umiem niewiele. Kilka języków posiadam nieźle, lubię muzykę, rysowałem trochę, nie jest mi obcą matematyka; lecz wszystko to potrzebuje bez wątpienia wprawy i dopełnienia.
— A! — zawołał Brühl — jakże z kaligrafją? charakter wyraźny?
— Starałem się o to — odparł Simonis.
Minister, który snadź był nawykł, że mu się inni kandydaci zbyt przechwalali, zdumiony był nieco.
— Będę miał miejsce w mojej kancelarji — rzekł — możebyś je waćpan chciał zająć przy korespondencji zagranicznej.
Simonis skłonił się nisko.
— Wielkie to i niespodziane dla mnie będzie szczęście, pracować pod zwierzchnictwem tak wielkiego ministra, którego Europa cała wielbi l podziwia; ale Wasza Ekscelencja raczysz
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.