Na tej nieumiejącej nic ukryć twarzy człowieka, charakteru z natury otwartego i żywego, każde wrażenie malowało się, jak w zwierciadle. Spojrzawszy nań, Brühl poznał odrazu, iż coś musiało gu wzburzyć i zaniepokoić. Nie mówiąc słowa, Rutowski wziął za rękę ministra i poprowadził go do okna.
— Kochany ministrze — rzekł — wiesz ty dokładnie, co knują w Berlinie?
Jakto? cóż oni knuć mogą? to my (entre nous) knujemy ale ten nieszczęśliwy Fryc obsaczony jak niedźwiedź, co ten może?
— Pewien jesteś tego?
— Kochany hrabio! racz pomyśleć: my tego człowieka mamy w matni.... Ale cóż mogło was tak zaniepokoić?
— Powiem ci: mam wiadomość z Berlina — rzekł Rutowski — mam ją pewną. Fritz skupia czterdzieści tysięcy wojska, które, nim my sję zbierzemy ku obronie, do Saksoni wkroczą.
Brühl szczerze się rozśmiał.
— Ale kochany hrabio, jesteście znakomitym wodzem, nie przeczę, godnym uczniem Wiktora Amadeusza, jednak w polityce chyba uczniem. Możnaż wkroczyć, nie wypowiedziawszy wojny? Byłoby to przeciwko wszelkim prawom pacis et belli. Nie mamy z kochanym sąsiadem naszym najmniejszego zatargu, siedzą u nas jego rezydenci i agenci; uśmiechamy się do siebie przez granicę. Jakżeby mógł, jakżeby śmiał?
Rutowski pomyślał.
— Tak, to prawda rzekł — ale znasz-że ty Fryderyka II-go? — zapytał.
— Pochlebiam sobie, że jego grubiańsko-królewską mość znam choć trochę — odparł minister. — W chwili, gdy pół Europy się na przyjaciela Imć pana de Voltaire szykuje, nie zdaje mi się aby dobrowolnie chciał się postawić sam hors la loi? Pogorszyłby sobie sprawę — rzekł Brühl z uśmieszkiem — i moglibyśmy mu nawet Brandenburgję odebrać, ogłosiwszy go au ban de l’Empire. Ale, mój hrabio — dodał, to są czcze, dziecinne strachy. Austrja go tego roku nie zaczepi, a sam, ręczę wam zato, wojny nam nie wyda; król Fritz nadto jest przebiegły, by mógł się tak unieść. Allons donc!
Rutowski pomyślał trochę.
— Masz słuszność — odparł, podając mu rękę — ja dyplomatą nie byłem. nie jestem i być nie chcę. Jestem żołnierzem! Nie rozumiem tych spraw, uląkłem się niepotrzebnie. Ale, ale, jakże chcesz, doniesiono mi to z takimi szczegółami...
— Naprzykład? — zapytał Brühl szydersko trochę.
— Doniesiono mi, że część wojska jedna ma pozostać pod wodzą feldmarszałka Lewalda na obronę kraju i stolicy, jeżeliby
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.