— Brühl! opóźniłeś się — zawołał — tu idzie o rzecz największej wagi. Czy są wezwani znawcy?
— Czekają na rozkazy Waszej Królewskiej Mości.
— Wprowadź ich, chcę raz mieć stanowczy wyrok w tej mierze.
Szambelan, stojący u drzwi, otworzył je i skinął na oczekujących, którzy z kolei wsunęli się do pokoju, oddając nizki pokłon królowi i stając rzędem jedni za drugimi.
August przybrał twarz uroczystą.
— Panowie — rzekł — chciejcie się bacznie przypatrzyć arcydziełu temu, ręki cnego Guido Reniego. O autentyczności wątpliwości niema. Boskiego mistrza znać na nim dotknięcie. Ale rodzi się wątpliwość straszna, okropna niepokojąca. Dyrektorze von Heinecken, profesorze Lippert, patrzcie! Tradycja rodziny Tanarów mówi, że obraz wystawia Salomona i królowę Sabę; tymczasem słyszałem drugich gorąco obstających przy tem, że to jest Ninus i Semiramis.
Wszyscy oczy na obraz zwrócili, milczenie wielkie, uroczyste jakieś, ledwie oddechami uczonych mężów przerywane, trwało minut kilka. Król patrzał po twarzach, twarze nie mówiły nic. Każdy oczekiwał zdania pańskiego, aby się do niego zastosować, a z własnem ani się myślał odezwać. Nie szło nikomu o to, czy to był Salomon i Saba, czy Ninus i Semiramida, ale wszystkim chodziło o to wielce, ażeby się najjaśniejszemu panu nie sprzeciwić.
Brühl, usta wydąwszy, zatopiony był na pozór w kontemplacji obrazu, chociaż w istocie o czem innem myślał. August III. powoli obracając głowę, patrzał po tych osowiałych mężach zdających się conajmniej ważyć losy świata. Wszystkich fizjognomie wyjąwszy nieco szyderską Dietricha, były nadęte, zadumane, pomarszczone od wysileń mózgowych. Król uśmiechając się, oczekiwał. Nareszcie odezwał się:
— Brühl, ty się znasz; hm? Co mówisz?
— Przychylam się do zdania Waszej Królewskiej Mości — zawołał żywo minister.
— Ale ja właśnie zdania nie mam — rzekł król, uśmiechając się.
— Ja także, wyznaję — odparł Brühl — zdania mieć nie mogę. Jakżebym śmiał je mieć, gdy Wasza Królewska Mość, daleko większym będąc znawcą, nie raczysz go wyrzec.
— Hm! otóż to; ale jak sądzicie?
Brühl obawiając się skompromitować, ruszył ramionami.
— Pan dyrektor Heinecken mógłby być w tej mierze sędzią najlepszym — odezwał się Brühl, spoglądając na niego.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.