Późno wieczorem wrócił Simonis znużony do domu, w którym już wszyscy spali, rozmyślając nad wcale nieosobliwem położeniem swojem. Mijał milczące pierwsze piętro, gdy stara Gertruda otworzyła drzwi, wyjrzała ostrożnie i poznawszy go przy świetle ogarka, który trzymała w ręku, dała znak, aby szedł za nią.
Zdziwił się nieco Simonis tak późnem zaproszeniem, lecz posłuchał go. Staruszka siedziała w wieczornym dezabilku i ogromnym czepcu z wstążkami na swoim fotelu i drzemała. Świeca okryta umbrelką paliła się na stoliku.
Zobaczywszy Simonisa, dała mu znak, ażeby usiadł naprzeciw.
Cóż tam słychać? — zapytała po cichu, jak gdyby Gertruda nie była głuchą — co mówią w mieście? Jestem bardzo niespokojną. Feulnera wzięli, a choć się nie wygada pewnie, zawsze u niego coś znaleźć mogli; Mentzel uciekł, ale czy go nie dogonią? czy go nie wyda kto? Nareszcie i o waćpana mi idzie — dodała ciszej — tak, o waćpana...
— O mnie? — spytał zdziwiony Simonis.
— Czyś się waćpan podpisywał na listach do hrabiny de Camas? — zapytała baronowa.
Zbladł Maks.
— Dlaczego mnie pani pyta o to?
— Bo zdaje mi się. że listy czatowano i schwytano je.
Simonis ust nie mógł otworzyć.
— Pani to skąd wie?
— Wiem — zimno odezwała się baronowa — wiem... to dosyć.
— Ale ja dziś rano byłem u ministra; który mnie przyjął jak najlepiej.
— A wieczorem listy waćpana są u niego na stoliku.
— One szły przez Beguelina — zrywając się z siedzenia, odezwał się Simonis.
— A Beguelin więcej myśli o serach swoich, niż o listach. Waćpan, jeśli tak jest, nie masz chwili do stracenia; idź na górę zabierz co konieczne, resztę oddaj Gertrudzie; każe zanieść na strych. Gdy zapukają do wrót, nie czas już będzie.
— Lecz gdzie się ja skryję?
Staruszka, mimo wieku, zachowała zimną krew i przytomność.
— Idź waćpan na górę, spal jeśli co masz; zabierz pieniądze, weź płaszcz, zmień kapelusz: dam ci kartkę do Serba, mo-