Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

Pomimo to będzie wygodnie, możesz nogi położyć na stole, kiedy chcesz; u mnie wolno wszystko... mojem godłem libertas!
To mówiąc, Masłowski wskazał na drugi pokoik, gdzie stało łóżko.
— Gość jesteś, zdejmę pudełko i oddaję ci łóżko. Sam się prześpię na kanapie. Jeśli jesteś zmęczony, zrzuć łupinkę z siebie i idź prosto w bety, a ja sobie radę dam; bądź spokojny.
Simonis jednak dalekim był od tego uczucia. Uścisnął rękę Ksawerego z wdzięcznością.
— Ale jutro?... jutro co będzie?...
— Jutro ja idę na służbę — rzekł Masłowski — dla samej niepoznaki, muszę. Fuchsowej zapowiem, że tu niema nikogo; musi uwierzyć bo bym babie uszu natarł dopiero. Zamkniesz się na klucz i jesteś jak u Boga za piecem.
— A jeśli się wyda?
— Jakimże sposobem ma się wydać?
— Któż to przewidzi?
— To nie może być.
— Lecz, gdyby...
— A no? gdyby; widzisz kochanie, moje okno z sypialni, hę? wychodzi do ogrodu... Ofiaruję ci dwa prześcieradła, które masz czas skręcić i związać, zpuścisz się i drapniesz prosto nad Elbę. Mówiono mi, że tego sposobu doskonałego używał kompatrjota asindzieja Blumli, ile razy Brühl zastał go nie w porę u Miny, i takiej nabył wprawy, iż go to potem nic nie kosztowało.
Masłowski śmiał się i już zaczynał się rozbierać.
— Idź spać, kawalerze Simonis, u mnie się nie ma czego obawiać! Jabym was dlatego samego bronił, że im pomagasz do ciupaniny! A! gdybym wojny między niemi doczekał, to dopiero będzie satysfakcja. Dobranoc kawalerze, kładź się, ja tu na warcie! Dobranoc!

X.


Ostatnich dni sierpnia, ktoby był po długiej niebytności przyjechał do spokojnego Drezna, mógłby go nie poznać. Jakieś niezwyczajne, rozbudzone życie krążyło nietylko w ulicach miasta, ale w najodleglejszych jego zakątkach. Twarze, które spotykano, potrwożone były, zdziwione, niektóre uśmiechały się szydersko, inne krzywiły smutnie. Kupki mieszczan gromadziły się tu i owdzie, szeptano między sobą żywo, a na widok wojskowych i urzędników, rozpierzchały się w mgnieniu oka. Z okien domów, na najmniejszy hałas, wyglądały ciekawie głowy