Wołano zewsząd: Prusacy! idą Prusacy! ale wojsk tych jeszcze widać nie było; spostrzeżono je z wież ciągnące ku miastu bezbronnemu, którego załoga z resztą wojsk wyciągnęła do obozu pod Pirną. Bronić się nie było komu i nie przydałoby się na nic. Fryderyk nie wypowiedział wojny, zajmował Saksonię, szydersko prawiąc o własnem i jej bezpieczeństwie. Napróżno po dwakroć pisał król do niego. Odpowiadał mu, że jest i będzie jego najlepszym przyjacielem, a tymczasem wojska pruskie szły coraz dalej, zalewały kraj, zabierały kasy, wymagały prowiantów, chwytały ludzi i postępowały sobie jak w zawojowanem państwie.
Fryderyk cynicznie szydził z Augusta III, dla którego oświadczał się uszanowaniem; o Brühlu nie mówił wcale, nie mógł wyrzec jego nazwiska; nazywał go: ten... Konia tylko na którym jeździł, Brühlem nazywał. Był to najgorszy ze wszystkich. Wojska saskie wedle planu zakreślonego, usiłuiąc się połączyć z austrjackiemi, wszystkie wyciągnęły do obozu pod Pirną. Dnia trzeciego września, Brühl chwilowo, jak mówił, dla rozrywki obejrzenia wojsk, skłonił króla i królewicza starszego aby wyjechali do obozu. Augustowi III towarzyszyło w tej przejażdżce pięćdziesiąt koni; pierwszy minister, który wiedział pewnie, że nierychło powróci do Drezna, miał ich z sobą sto dwadzieścia.
Król najmocniej był przekonany dotąd, iż Fryderyk może go odwiedzić w jego stolicy, ale się jej zająć nie odważy. Przeciwko Brühlowi nawet utrzymywał z uśmiechem, że Fryc nie jest znowu tak zły człowiek, tylko na nieszczęście niedowiarek trochę i bezbożnik.
Ostatniego dnia jeszcze poseł angielski Stormont ofiarował Brühlowi pokój od króla pruskiego, pod warunkiem, aby Saksonja rozpuściła wojska i ogłosiła się neutralną: Ale Brühl podrażniony i związany już słowem z Austrją i Francją, od których pobierał pensję za swe usługi, pewien, iż plany mocarstw przeciwko Prusom spełnić się muszą odrzucił. Rutowski dowodził obozem pod Pirną, generał Wied obozował pod Nollendorf; a przednie jego czaty dochodziły, wedle planu, do Peterswalde.
Tym samym gościńcem wspaniałym, który Brühl zbudował do granicy czeskiej, na urągowisko i groźbę napisawszy na słupach, że to był Gościniec wojskowy (Heerstrasse), i on i pułki saskie wyciągnęły na swe leże...
W ulicach coraz większe roiły się tłumy, wszystko, co wczoraj jeszcze kryło się, lękając prześladowania, wybiegało teraz, pewne nietylko bezkarności, ale opieki. Żywioły te krajowe, co się tulą po kątach, nie śmiejąc się na dzienne światło pokazać, rachując na łatwe zdobycze w mętnej wodzie, na zemstę nie-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.