ona jedna miała to męstwo. Z wierzchołka schodów spojrzała w dół. Szwajcarowie obsadzali warty... nieopodal stał Simonis.
Schyliła się Pepita; oczy jej zaiskrzyły się.
— Kawalerze de Simonis — zawołała głosem drżącym.
Maks podniósł głowę i, spostrzegłszy piękne dziewczę, drgnął, rękę podnosił do kapelusza.
— Tu, do mnie — odezwała się — dwa słowa.
Zawahał się Szwajcar, ale głos i twarz dziewczęcia tak były nakazujące, taką miały siłę i potęgę, że się oprzeć nie mógł. Puścił się na schody, nastrajając twarz pół zdziwioną, na pół smutną. Stanąwszy przed Pepitą, oprócz jakiegoś poruszenia ust, które głosu nie wydały, nie umiał się zebrać na nic.
Dziewczę w całym bląsku piękności swej, którą gniew czynił jeszcze piękniejszą, majestatyczniejszą może, przybliżyło się do niego.
— Panie de Simonis — zawołała porywczo — moja stryjenka ocaliła was, gdyżcie byli w niebezpieczeństwie, jej winniście życie; ja wam przyrzekam wdzięczność królowej, moją, skarby, złoto, w przyszłości dostojeństwa, wszystko, czego zażądacie, ale musicie przejść w służbę moją.
Simonis się zamieszał.
— Tak jest, moją! tak! — Pochwyciła go za rękę oburącz, oglądając się dokoła, chociaż schody i korytarze były puste.
Jam wyczytała z waszych oczu, że serce macie dobre, choć zbłąkane myśli, choć niepewne chęci; ja was od was samych chcę ocalić, ja wam wskażę szlachetną drogę, służbę nieszczęściu, nie niewolę siły. Jesteście wolni, kawalerze de Simonis, możecież lepszy uczynić użytek ze swobody waszej nad poświęcenie jej sprawie zacnej przeciw uciskowi najniegodniejszemu?
To mówiąc, cisnęło jego dłonie śmiałe dziewczę, paliło go oczyma, nagliło.
— Te ręce, które cisną dłoń waszą — dodała — nigdy nie dotnęły męskiej dłoni, nawet brata; te usta, które was proszą, nigdy o nic nie prosiły nikogo, oprócz Boga. Idzie mi o kraj mój, o królowę; dla nich chcę i muszę was zyskać. Rodzina moja majętna, własne mienie wam oddam a sama pójdę do klasztoru, uczynię was bogatym. Wszak nie pragnęliście niczego innego nad to, przyjmując służbę Prusaka. Panie de Simonis, odpowiedzi! na Boga! odpowiedzi!...
Maks milczał. Spadło to na niego tak, jak od wyjazdu z Berlina ciągle niespodzidnie nań gromadziły się niebezpieczeństwa i pokusy. Piękność Pepity, jej śmiałość, uczucie czyniły na nim wrażenie, któremu oprzeć się nie mógł. Radby był
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.