zaprzedał! Mój Boże, dlaczegoż ja w panu, zamiast tego zaślepienia we mnie, nie mogę natchnąć szlachetniejszego uczucia litości dla uciśnionych, miłosierdzia dla tego nieszczęścia, dla tej królewskiej niedoli?...
— Pani możesz mi natchnąć wszystko bo jej słowa mają potęgę.
— Doćć, dość — przerwała Pepita — muszę tej potęgi używać, bo innej nie mam siły; ale użyję jej, aby was podnieść, podźwignąć! Panie Simonis, wyście nic nie winni, ja wiem; wyście wzrośli w tych przekonaniach, że możecie, że powinniście zaprzedać się pierwszemu lepszemu dla chleba i dla przyszłości. Niestety, wasi ziomkowie służą tak po całym świecie: biedni! To było we krwi u was, ale wam Bóg dał, spodziewam się, duszę szlachetną, którą rozbudzić tylko potrzeba, aby uczuła, iż człowiek nie jednym chlebem żyje, ale sumieniem i cnotą.
Podała mu rękę przez okno. Simonis ją pocałował. Zawstydzony był, milczący.
— Chciałabym was szeroką, jawną, jasną poprowadzić drogą; niestety, nie czas. Nieprzyjaciel — mówiła dalej — wpędził nas w te wąwozy ciemne, w których się bronić musimy. Jesteś pan i zostaniesz w obozie nieprzyjaciela, ale dla nas, abyś nas ostrzegał, abyś działał. Musisz moją sprawę poślubić dla mnie.
— Rozporządzaj pani i bądź pewną, że będę jej wierny.
— Będę mówić obrzydliwym językiem — odezwała się Pepita — ale raz muszę i to powiedzieć: nie stracicie na poświęceniu się waszem. Fryderyk głodem morzy swoje sługi, my przyjaciół obsypiemy złotem, choćbyśmy sami nędzę cierpieć mieli. Tam nie dosłużyłbyś się nic, tu spodziewać się możesz wszystkiego.
— Dosyć mi będzie, gdy pani... — rzekł Simonis.
Pepita nakazała mu milczenie.
— Na te oświadczenia zawcześnie — rzekła — czekaj pan, aż mnie poznasz. Jestem tyranem...
— Jutro przybywa król! Jutro, wiem pewnie, odegra się scena z królową naszą. Nie wiem, jak się ona skończy, nie wiem, jakie będą plany nadal. Poznaj się pan z generałem von Spörken: on nam jest oddany cały.
— Nie mogę go szukać — rzekł Simonis — ani się jawnie zbliżyć do niego.
— Tak, ale możesz pan być zakochanym we mnie — odparła Pepita — kompromituj mnie, jak chcesz. Dla mnie możesz przyjść do zamku, a znajdziesz barona. O tem nikt w świecie wiedzieć nie będzie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.