Przodem już pobiegli dworscy, stojący na straży, dać znać królowej, która, ubrana czarno, blada jak trup, z usty drżącemi, stała wśród dam swoich. Między niemi była i hrabina Brühlowa.
Głuche milczenie panowało w zamku. Króla poprzedził szmer tłumu, co go otaczał i gonił za nim. Szwajcarowie, stojący na warcie, krzyknęli; cały odwach rzucił się z bębnem dla oddania honorów królowi; głosy straży doszły aż do pokojów Józefiny, Fryderyk wjechał zamyślony w bramę i aż na drugim stanął dziedzińcu. Spojrzał na ten tłum, co się tu był wczoraj schronił, coś poszeptał adjutantowi i z konia zszedł.
— Wylich — zawołał — gdzie tajne archiwum?
— W zamku, Najjaśniejszy Panie; trzy pokoje zajmuje; wczoraj je opieczętowano; straż stoi u drzwi i pod oknami.
— U kogo klucze?
— U królowej jejmości.
— Idź waćpan ode mnie; pokłoń się najjaśniejszej pani i proś ją o klucze. Powiedz, że ja ich żądam.
Generał Wylich wbiegł szybko na schody, Fryderyk powoli opierając się na lasce, szedł także ku górze z flegmą i obojętnością, której w istocie nie miał, ale ją uznał za potrzebną.
Dwór królowej cały był przy niej zgromadzony; etykieta surowsza niż kiedykolwiek, choć Józefina nigdy o niej nie zapominała. Generał Wylich musiał się przez szambelana zameldować wielkiej ochmistrzyni i czekać. Dano mu postać umyślnie. Nareszcie szambelan przyszedł z oznajmieniem, że królowa jejmość prosi go.
Trzy sale, w których cały fraucymer i dwór był zgromadzony przechodzić musiał stary żołnierz, nie zdając się tą okazałością wcale zmieszanym. W gabinecie królowa siedziała w fotelu.
Generał skłonił się nisko.
— Najjaśniejszy pan król Fryderyk II, pan mój miłościwy, rozkazał mi złożyć uszanowanie Waszej Królewskiej Mości i prosić jej o klucze od sekretnego archiwum.
Była chwila milczenia: królowa zerwała się z krzesła, chciała mówić; słów jej brakło...
— Powiedz waćpan swojemu królowi, że jestem tu u siebie w domu, w stolicy mojej, na moim zamku; że nikt mi nie ma prawa rozkazywać; że kluczów mu nie dam. Wszedł gwałtem, niech gwałtem dokona tego, co nim zaczął...
Wylich zmieszał się nieco, skłonił głowę.
— Spełniam rozkazy mojego króla — odniosę mu odpowiedź; lecz lękam się, ażebyśmy nie byli zmuszeni istotnie...
— Możecie być zmuszeni — zawołała królowa, wyciągając rękę, która drżała widocznie jak jej głos — możecie być zmuszeni nietylko drzwi łamać, ale mnie od nich odciągnąć, ale
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.