Dowcip królewski homorycznym powitano śmiechem.
Najmniejszego kątka nie pominąwszy i przekonawszy się, że wszystko było dosyć porządnie uprzątnięte, król zszedłszy zwolna do drzwi głównych, głośno zawołał:
— Podać mi Brühla!
Siadł na koń i zwolna pojechał do pałacu Moszyńskich.
Ulice długo jeszcze potem przedstawiały widok, jaki rzadko się trafia. Rozpuszczony żołnierz na wózkach, na rękach, na plecach, niósł, wlókł, dźwigał, co mu się dostało z Brühlowskiego pałacu. Niektórzy staczali walki o pochwycone sprzęty, które się kończyły zniszczeniem ich, ażeby się ani jednemu, ani drugiemu nie dostały. We drzwiach, w dziedzińcach, po ulicach odgrywały się sceny, które przestrachem przejmowały mieszkańców. Nawet otoczenie króla uczuło to, że scena z królową, a później „uprzątnięcie“ pałacu nie mogły im zjednać ani sympaji kraju, ni przyjaciół w Europie. Lecz Fryderyk II miał w tej chwili całą niemal Europę przeciwko sobie, a z jej uczuć dla siebie żartował.
— Wolałbym sto tysięcy dobrego żołnierza, niż najlepszych przyjaciół i wielbicieli.
W mieście wieść o wypadkach na zamku i o Brühlowskim pałacu ostudziła znacznie zwolenników pruskich. Przyczyniły się do tego kontrybucje, żywienie wojska i wszelkiego rodzaju zabory. Tegoż dnia kasy uprzątnięte zostały także.
Z temi smutnemi wieściami potajemnie wysłała królowa zaraz do obozu w Pirna zaufanego człowieka, który, jako świadek naoczny, ustnie miał donieść o wypadkach. Urzędnicy pozostali sprawowali obowiązki swoje, ale w istocie drżąc oczekując tylko na los, jaki im zgotowano.
Hrabia Loss, Stammer i Globig dla osobistego bezpieczeństwa siedzieli na zamku. Zdawało się, że ich król może kazać wezwać do siebie; cały więc dzień w mundurach i przy szpadach, w perukach, z kapeluszami pod pachą, spoglądając po sobie milczący przebyli, za każdem drzwi otworzeniem przewidując posła.
Zjawił się on w istocie postaci oficera, który zaprosił ich do gen. Wylicha, a raczej iść im do niego kazał.
Hrabia Loss ruszył się z powagą: towarzysze poszli za nim.
Wylich przyjął ich z fajką w zębach, stojąc nad papierami które trzech kancelistów wygotowywało.
Spojrzał tylko na wchodzących.
— Najiaśniejszy Pan kazał mi waćpanom oświadczyć, że ministerstwo jest rozwiązane. Dopóki my tu jesteśmy, wcale go nie potrzeba; urzędnicy niżsi niech spełniają swe obowiązki,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.