mu panu westchnienia i łzy niemal nad własnym losem. Nie miał więcej nad dwadzieścia peruk z sobą i tyleż sukien nie było przy nim więcej nad dwadzieścia ludzi do osobistej posługi. Upokorzony był i znękany. Codziennie na modlitwie upominał się choć z pokorą, ale z pewnym naciskiem u Pana Boga o nagrodę za te ciężkie prywacje, które znosić był zmuszony dla chwały bożej! Szczególniej w obozie pod Pirną Brühl nadzwyczaj był skruszony i pobożny. Widywano go po kilka razy na dzień klęczącym ze złożonemi rękoma pod krzyżem. Masłowski zdał mu sprawę ze swego poselstwa. Brühl słuchał jej namarszczony, niekiedy głową nakazując nieukontentowanie i zdziwienie, jak gdyby to wszystko uważał za widziadła imaginacji; kilka razy wyrwało mu się:
— Ale gdzież zaś...
W ostatku, jakby zapomniawszy się, że ze skromnym panem ma do czynienia, zawołał głośno;
— Co im się śni! Fryderyk wkrótce będzie musiał sam uciekać, gdy go zewszęd w kluby weźmiemy... tego benitę!
I ramionami ruszył.
Nie odprawiając Masłowskiego, posłał Brühl kartkę do generała Rutowskiego. Paź tymczasem poszedł spocząć z dawnymi towarzyszami, dopytującymi go ciekawie o Drezno.
Gdy Rutowski nadszedł powołano go, aby powtórzył. z czem go generał Spörken wyprawił; słuchając tej powtórnej relacji, Brühl dawał oznaki zniecierpliwienia.
— Jakto? pan generał to przyjmujesz za dobrą monetę? — zawołał.
— Za jak najlepszą, a w każdym razie daleko szacowniejsza, niż fałszywe pieniądze, którymi Fryderyk nas zalewa odparł z uśmiechem smutnym Rutowski. — Niestety, nim się rzesza niemiecka zbierze, nim Francuzi wyciągną, nim wkroczą Rosjanie, nim Austrjacy przyjdą.... my padniemy ofiarą. Wojsko nie ma co jeść! W szpitalach w Pirnie leży półtora tysiąca chorych żołnierzy!
Brühl się zżymnął.
— Niema wojny bez ofiar — zawołał — to darmo!
— Lękam się właśnie, by ofiary nie były daremne — odparł Rutowski.
— Cóż więc robić? — gniewnie, ale grzecznie spytał minister.
— Co najrychlej most dla przeprawy budować na Elbie i spieszyć ku Peterswalde.
Brühl się skłonił.
— Nic nie mam przeciwko temu.
Rutowski jakby sobie coś przypomniał, zapytał Masłowskiego:
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.