Zaprowadzono go do głównej kwatery, okrzyczano szpiegiem. Zrazu była mowa o rozstrzelaniu. Zimna krew, przytomność, obce może pochodzenie, brak wszelkich dowodów, tłumaczenie się śmiałe, zjednały chłopcu opiekę starszyzny wojskowej. Powiedziano o nim królowi, który z początku kazał go był wcielić do wojska. Masłowski się temu oparł. Stawiony przed królem, powiedział, że jest szlachcicem polskim z czego Fryderyk tylko drwił sobie, jednakże trochę francuzczyzny a wiele przytomności umysłu wyjednały mu tyle względów u króla, iż mu dał do wyboru: albo drwa rąbać i wodę nosić przy obozie, lub wdziać mundur. Wodzono go za obozem z kilku innemi więźniami, aż go major Wangenheim wyprosił.
Pan Ksawery mógł się pochwalić, że przetrwał jedną z najcięższych prób, jakie w czasie wojny spotkać mogą, i to zwycięsko. Na chwilę nawet, przy chłodzie, głodzie, wśród znęcania się i urągowiska żołnierzy, nie opuściła go krew zimna i humor wesoły. Ci, co mu dokuczali, wydziwić się nie mogli praktycznej filozofji chłopaka i nieustraszonemu męstwu. W czasie bitwy pod Lowositz, na chwilę był w ogniu najstraszniejszym, wlazł na wóz, patrzał na potykających się, śmiał się i bił brawo. Ta odwaga jednała mu podziwienie i serca. Zdawało się, że człowiek z takim usposobieniem powinien był nabrać smaku do wojennego rzemiosła; lecz Masłowski na ponowione propozycje odpowiedział, że woli z musu nosić wodę, niż z ochoty bić się za Prusaków.
Wangenheim o tym osobliwszym oryginale mówił podobno Fryderykowi, a król z przekąsem nazywał go „panem niepozwalam“; koniec końców uwolnić go jednak kazano. Nie pozostawało Masłowskiemu nic innego, tylko dostać się do najbliższego Königsteinu, bo w stroju, jaki miał, do Drezna, w zimną porę, trudno się było wybierać. Strój ten, jakeśmy mówili, składał się ze zgrzebnej, bardzo brudnej koszuli, w części dziurawej; ze szkaradnego, zatłuszczonego kożuszka dziurawego, także ze spodni płóciennych i chodaków, które niegdyś były skórzane, a trzymały się tylko dzięki misternie pozczepianym sznurkom. To, co się nazywało czapką, było w istocie kawałem łachmana, w którym mógł się bardzo domyślny znawca dobadać resztki futra i tkaniny, która suknem być mogła. Nadto Masłowski nie posiadał na razie więcej, oprócz kawałka prostego sznura, znalezionego gdzieś na drodze, którym się opasywał. Wymizerowany był strasznie, a mimo biedy, oczy mu się śmiały i usta drgały, byle cośkolwiek zabawniejszego nad żołnierzy pruskich zobaczył. Na polu bitwy pod Lowositz zdobył sobie był płaszcz, buty i niejaki zasób po austryackim oficerzerze, z którego tru-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.