Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja muszę do Drezna — rzekł Masłowski. — Stamtąd prawdopodobnie na Wrocław do Polski powrócę, bo tu się już Waszej Ekscelencji przydać nie mogę.
— Jakto? i owszem — zawołał Brühl — dwór mój rozbity. My prawdopodobnie też do Polski na jakiś czas z królem udamy się. Waćpan zostaniesz przy mnie.
Masłowski skłonił się.
— Ale proszę Waszej Ekscelencji o pozwolenie udania się do Drezna, bo tam wszystko, co mam, zostało, a w dodatku i długi.
Brühl roztargniony nie zdawał się słuchać chodził po izbie z namarszczonem czołem.
— Gdzie waćpana trzymano? — zapytał.
— Przy wojsku razem z połapanymi włóczęgami. Wycierpiałem wiele, lecz nabrałem doświadczenia: nie skarżę się.
— Cóż to tam za wojsko tego króla — przerwał Brühl — to zbierana drużyna, kupa rozbójników, obieżyświaty; kogo tam niema! to być musi lichota!
— To prawda — rzekł Masłowski — ale kij i groźba trzyma to w takiej ryzie, że ot biją najprawowitszych w świecie Austrjaków.
— Przypadek i nieopatrzność — szepnął Brühl.
Zamilkł i, zbliżywszy się do Masłowskiego, zapytał cicho
— Słyszałeś waćpan co? cóż myślą dalej? Co mówią o dekrecie banicji, który rzesza wydała przeciw królowi?
— Śmieją się — rzekł Masłowski.
Brühl spojrzał srogo.
— Jak? sóż to ma znaczyć?
— Ale bo to ta sroga omyłka druku!
— Jaka?
Brühl nie wiedział nic. W istocie drukowany dekret zawierał najszkaradniejszy lapsus, jakiego mógł się zecer kiedy dopuścić. Któż wie, czy nie popełniono go umyślnie! »Spieszące posiłki państwa« drukarz zmienił na »nędzne posiłki«.
Nieśmiało wytłómaczył Masłowski, co się w dekrecie znajdowało. Minister zamilkł.
— Król jegomość pruski — dodał — wszystko to przypisuje Waszej Ekscelencji, do której ma największy żal; to też w obozie nieraz się słyszeć dawały odgróżki, że skoro czas będzie potemu, oczyszczą Prusacy i kamienia na kamieniu nie zostawią w dobrach Waszej Ekscelencji w Nischwitz pod Wurzen, w Grochwitz pod Herzbergiem, a nawet na zamku w Pförten na Łużycach.
— Niedoczekanie ich! — mruknął Brühl