Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

Spuściła oczy.
— Jużciż do tych ludzi, do których się czuje wstręt, nie liczy panna baronówna tego nieszczęśliwego Simonisa.
— Dla niego nie mam ani wstrętu, ani nadzwyczajnej sympatji — odpowiedziała z wyrazem szczerości — mam obowiązki. A, na czem się to skończy! zawołała nagle — i kiedy się to skończy! Król wyjeżdża do Polski, my z królową zostajemy same, kobiety, na wyłomie...
I zakryła sobie oczy.
Masłowskiemu żal się zrobiło dziewczęcia, spojrzał na nią: łzy w oczach miała.
— Gdybym ja się pani na co mógł przydać! — rzekł cicho.
— Nie chcę was mieć na sumieniu — odparła baronówna. — Prawda, że na świecie, teraz szczególniej, czuję się bardzo osamotnioną; że czyjeś silne ramię i poczciwe serce brata bardzoby mi było pożądanem; ale można-ż wymagać takiej ofiary i czemżebym ją mogła opłacić? ja, co nie mam nic, nawet swobody rozporządzania sobą. Ja nie należę do siebie — dodała — kazano mi się poświęcić dla interesów królestwa. Żołnierze oddają za kraj życie, dlaczegóżbym ja szczęścia oddać nie miała?
Te wyrazy szybko wyrzekłszy, panna Nostitz wybiegła, nie patrząc na Masłowskiego, który przez chwilę pozostał jak wryty u okna; potem przeszedł się po pokoju, a gdy baron Spörken wyszedł, pożegnał jego i hrabinę Brühlową.
— Waćpan zostajesz z nami? — zapytała żona ministra która pragnęła do swoich intryg wmieszać i mieć pod ręką jak najwięcej osób.
— Jego ekscelencja kazał mi wracać do Polski, gdyż dworu będzie w Warszawie potrzebować — odezwał się Masłowski — Muszę być posłusznym, jednakże nie wiem, kiedy wyjadę, bo wypocząć muszę, i czuję, że drodzebym teraz nie podołał, po służbie u Prusaków...
— Dopóki waćpan nie wyjedziesz — dodała hrabina, mierząc go oczyma, w których siłę wierzyła jeszczcze — proszę się zgłaszać do mnie.
Z tem Masłowski wyszedł.
Nie mając nic do czynienia, umyślnie przysunął się po mieście, ciekaw przeistoczeniu, jakiemu uległo. Znajomych nie spotykał prawie nikogo, inna zupełnie ludność krążyła po ulicach, miasto cale wyglądało na koszary. Nierychło znużony i znudzony pan Ksawery powrócił do mieszkania. Ostatnia rozmowa z baronówną tkwiła mu w myśli, gniewał się sam na siebie.