Fryderyk, który z posług Szwajcara dosyć był zadowolony, a nie powziął dotąd najmniejszego podejrzenia, kazał mu dać małą gratyfikację i prędki powrót zalecił. Ktoby był widział naówczas Simonisa po krótkiej rozmowie wychodzącego z pokoju, z zaschłemi usty i językiem do podniebienia przylgłym, bladego, z oczyma obłąkanemi, byłby się może domyślił, jaką trwogę miał w duszy. Simonis wiedział bardzo dobrze, iż narażał się na szubienicę. Nierychło cokolwiek mógł przyjść do siebie; a w drodze dopiero wstąpiło w niego cokolwiek odwagi. Przychodziły mu także myśli i przypuszczenia tak straszne, że w podróży już chciał się wyrzec wszystkiego i gdziekolwiekbądź szukać bezpiecznego schronienia.
Glasau wiedział o Simonisie, tak jak on też znał całą historję przekupionego kamerdynera, nad którym dozór miał polecony a na charakterze nie polegał wcale. Zmuszony oddalić się, lękać się zaczynał, aby Glasau, trwogą przejęty lub pochwycony na jakim uczynku, nie wydał jego wspólnictwa. Jechał do Drezna, gdzie na dany znak łatwo go mogli pochwycić.
Im bardziej zbliżał się do stolicy, tem ta trwoga więcej go opanowywała. Nawet obraz pięknej Pepity, dla której poświęcił wszystko, z długim od niej oddaleniem stracił na potędze i uroku. Zbliżenie się wreszcie do Fryderyka i poznanie lepsze charakteru energicznego wodza, kazało mu wątpić, na jaką stronę waga zwycięstwa przychyli się.
Szczególniej ta ostatnia wątpliwość podziałała na Szwajcara, w którego charakterze przemagała piecza o interes własny i wyratowanie najprzód siebie. Przybywał więc do Drezna w usposobieniu wątpliwem, z obawą wielką, ostygły znacznie, namyślając się, co począć dalej. Zaczynał wierzyć w duchu, że, mimo 700 000 sprzymierzonych przeciwko niemu, Fryderyk ze swymi 260 000 może zwyciężyć. Naówczas Simonis był zgubionym. W drodze jednak nie uciekł do Szwajcarji, chociaż wielką miał do tego pokusę. Chciał widzieć naocznie, jak rzeczy stały na dworze królowej.
Rozbrojenie wojsk saskich, wcielenie ich do pruskiej armji, wyjazd króla i Brühla do Polski, moralne znękanie Saksonji, zwycięstwo odniesione nad Austrjakami, wszystko to przyczyniło się wielce do zachwiania postanowień Simonisa poświęcenia sprawie dworu saskiego.
Jadąc z poleceniem króla, musiał naturalnie wstawić się, zameldowawszy u bramy wprost generałowi Wylichowi.
Godzina była bliska południa, gdy go wpuszczono do komendanta, który właśnie się do obiadu zabierał. Stary żołnierz nabrał obyczajów cynicznych króla swego i przesadzał jeszcze grubiaństwem i szorstkością.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.