Stąd poszedł Szwajcar do Beguelina, który go przyjął z niezmiernym respektem, wiedząc już, że ma do czynienia z jednym z sekretarzy króla. Beguelin wobec władz wojskowych zmalał był i smutną miał postać. Sery stały zamknięte i nie wydawał się z nimi, aby ich w rekwizycję nie wzięto. Posadził gościa na czarnej kanapce i na wojnę wogóle uskarżać się zaczął.
— Niewygodne położenie — rzekł, skrobiąc się w głowę. — Austrjacy gotowi bombardować, a bomby nie pytają, gdzie który radca mieszka... Uchowaj Boże wezmą Drezno... nasz król będzie niechybnie odbierał i spali.
Podniósł ręce do góry.
— Do czego te wojny! — mruknął — handel psują, ludzi ginie i spokojności niema...
Beguelin był tego zdania, że należało lepiej zły pokój zawrzeć, niż najszczęśliwszą wojnę przedłużać.
Zabawiwszy trochę czasu, Simonis wrócił do zamku, ale do baronówny dostąpić nie mógł. Spotkał Brühlową, która go na krok nie puszczała. Narady były ciągłe, we dnie i wieczorami.
Baronówna też niebardzo narzucała się Szwajcarowi i oboje znaleźli się daleko więcej obcemi, niż byli. Kilka dni upłynęło, nim Simonis pochwycił sposobność rozmówienia się z Pepitą.
— Jestem bardzo nieszczęśliwy — rzekł do niej — bo choć tu już od dni kilku siedzę, zbliżyć się do pani mi nie wolno.
— Czy moja w tem wina? — spytała Pepita — mów pan otwarcie
Simonis trochę się zmieszał.
— Ja prawdziwie nie wiem, z mojej strony ja także winy nie czuję.
— Może przeznaczenie? — odezwała się baronówna.
Szwajcar milczał.
— Niepodobna, ażebym ja was szukała — ciągnęło dalej dziewczę coraz śmielej — tego po mnie wymagać nie możecie a bądźcie szczerzy; czy wam z tem bardzo źle, ja nie wiem.
— Pani wątpi?
— Nie, ja jestem pewna, że zbyt za mną nie tęsknicie. Proszę was, nie zmuszając się do żadnych czułości sztucznych. Ja w razie potrzeby słowa dotrzymam, niepotrzebujecie się silić na zakochanie we mnie.
Mówiła to tak chłodno, bez żadnego gniewu, bez zazdrości, iż Simonis uczuł się dotkniętym.
— Widzę, żem zupełnie łaski u pani stracił — szepnął.
— Bądź pan spokojny — dodała Pepita — spełnij tylko, coś przyrzekł, bądź nam wiernym, a na moje słowo rachować możesz.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.