— Straciłam głowę! Glasau pochwycony, stracone wszystko. Simonisa ocalić niepodobna.
— Mysimy to uczynić — odpowiedziała baronówna.
Hrabina spojrzała jej w oczy.
— Wiesz sposób?...
— Trzeba go szukać, jest ich tysiąc, a najprzód czekać spokojnie i nie wydawać się z obawą.
Na te słowa wszedł Spörken, wszystko troje stanęli milczący, gdy szmer zwiastował wnijście czyjeś: Brühlowa spostrzegła idącą królowę i podniosła się.
Królowa Józefa nosiła już na sobie zaród tej choroby, która ją wkrótce życia pozbawić miała. Blada, drząca, z oczyma pełnemi łez i gniewu, wlokła się raczej, oparta na ramieniu jednej z panien, niżeli szła. Stawać musiała co chwila i oddychać.
Z poszanowaniem dla tej niedoli rozstąpili się wszyscy.
Królowa była jakby w gorączce boleści, która jej nadawała powagę męczennicy i nadchnienie wieszczki. Powiodła oczyma nie widząc nic.
— Cóż więcej nas czeka? — zawołała — jakie jeszcze upokorzenie? jakie urągowisko? Mówcie, ja zniosę wszystko; jam zniosła już tyle, że z mej rodziny nikt ze mną na równi stanąć nie może. Generale mów!...
— Najjaśniejsza pani — odezwał się Spörken — niema nic nowego, ani nic zagrażającego jej Królewskiej Mości.
— Nie oszczędzajcie mnie — poczęła królowa — Bóg wie, co i dlaczego zsyła.. Jam przyszła tu, abym grzechy ojców zmazała pokutą. Niech ręka boża chłoszcze, ażeby krew zmyła plamy, ażeby pokolenia następne czyste były i wolne. Karz nas, Boże, a przebacz plemieniu naszemu!
Mówiąc to, płakała, a mówiła nie dla tych, co ją słuchali, ale jakby sama do siebie, zmuszona do tej spowiedzi uczuć i myśli.
— To nie koniec — rzekła po chwili — to początek drogi krzyżowej, a każdy na niej krok zmywa plamę. Karz, Boże! chłoszcz mnie, abyś dzieciom przebaczył! — powtórzyła, bijąc się w piersi.
Podano krzesło, gdyż Józefa osłabia i siły ją opuściły nagle. Wszyscy stali nieporuszeni. Usta jej, jakby cichą, szybką odmawiały modlitwę.
Upłynęło minut kilka, zdawała się nieco uspokojoną.
— Spörken — rzekła — ja widziałam tych napastników, wiem, że znowu popełnili tu gwałt; ale nie wiem przyczyny. Cóż się stało?
— Najjaśniejsza pani — poczęła hrabina Brühlowa głosem ochrypłym od połykanych łez — targnął się ktoś na życie tego,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/221
Ta strona została uwierzytelniona.