który sam targa się na wszystko. Przypisują ten zamach, nie wiem komu; mnie może, bo mi precz ztąd jechać kazano... na zamku szukano wspólników.
Królowej oczy ożywiły się ciekawością.
— Zamach? co to było?
— Mówią... trucizna... którą pies wypił...
— Biedny pies — ozwała się po cichu królowa. — Kazano ci wyjechać? — zapytała Brühlowej. — Jesteś szczęśliwszą ode mnie, ja nie mogę ruszyć się stąd, bom powinna dotrwać na stanowisku; moje miejsce jest tutaj: ja tu umrę...
Spörken odezwał się, uspokajając królowę, zaczęli mówić wszyscy, opowiadano szczegóły których królowa zdawała się słuchać z zajęciem. Powoli poruszenie, gniew, boleść uśmierzyły się królowej Józefie, wróciła jej rezygnacja i dała się swym kobietom nakłonić do przejścia do swych pokojów. Po drodze tylko wstąpiła do kaplicy, a kapelana przywołano na wieczorne modlitwy.
Na zamku uciszało się powoli, światła gasły, i tylko straże u bram chodem ciężkim i szczękiem broni ją przerywały.
Pan Ksawery Masłowski spał jeszcze, gdy gospodyni jego, nie pytając o pozwolenie, weszła do pokoju.
— Na miłość Boga! pan śpisz, a pan nie wiesz nic! — zawołała.
Porwał się stolnikowicz, oczy przecierając.
— Cóż się stało? kot waćpani zdechł!
— Jak można żarty w takiej chwili stroić. Na zamku się coś stało!... Ja nie wiem: po całem mieście chodzą okropne wiadomości, Prusacy wczoraj cały zamek trzęśli, szukali po piwnicach, po strychach; hrabinie Brühlowej precz wyjeżdżać kazano. Mówią, że pochwycono człowieka, co chciał struć króla pruskiego. Szukają jakiegoś sekretarza, co z nim należał do spółki, jakoby ukrytego na zamku. Sądny dzień... a pan śpisz...
Usłyszawszy ostatnie wiadomości, Masłowski, który wiedział trochę, co się na zamku działo, bo się tam często jakoś podkradał, ażeby czasem piękną baronównę zobaczyć, porwał się z łóżka jak oparzony i zaczął wołać, aby mu do ubierania się podawano.
Pospiesznie odział się, nie bardzo zważając, co na siebie kładzie, a że zima była już bardzo ostra i mróz wielki narzucił futerko, aby co prędzej biedz się dowiedzieć na zamek.
Z rana wprawdzie pruskie straże były pozdejmowane, stali znowu szwajcarowie; na pozór nie było nadzwyczajnej pilności