— E! bestje te nocą śpią jak zabite, a tu były w murze drzwi, które ja sam pomagałem w jedną cegłę zakładać. Jakby podłubał trochę, dziuręby zrobić łatwo.
— Gdzie one wychodzą? — zapytał Masłowski.
— Do pustej sieni, no z sieni do ogrodu i po wszystkiem.
— A straże?
— Od ogrodu ich niema. Ale nie warto pod zimę na mróz uciekać — dodał Kondrat — niechajno...
Ta wiadomość poruszyła mocno Ksawerego.
— Jedną noc przetrwam — rzekł w duchu — a drugiej wybiję mur.
Do wieczora nie zgłosił się nikt, nie spytał. Masłowskiemu zaczynało być bardzo nudno; przypomniawszy sobie jednak położenie Simonisa, wolał jeszcze swoje.
Noc przeszła na czuwaniu i słuchaniu chrapań i krzyków tej ciżby, której niespokojne sumienie odzywało się przez sen. Kondrat przespał na podłodze, jakby w najwyśmienitszej pościeli. Powoli zaczął się zimowy dzień robić i w pałacu ruch się wszczął niezwykły.
— Coś te djabły robią — rzekł stróż — albo pałac uprzątają, albo go do reszty burzą.
Ode drzwi więźniowie, coś pochwyciwszy z korytarza, mówili, że pałac dla króla sztyftują.
W istocie tak było podobno.
Około dziesiątej od komendanta przyszedł oficerzyna i zawołał pana Masłowskiego. Uwolniono go, nie mówiąc ani dlaczego, ani z czyjej łaski. Oficer tylko mu zapowiedział, ażeby z Drezna się wynosił.
Z równą prawie obojętnością, jak się dał zamknąć, wyszedł Masłowski, wsunąwszy coś w dłoń Kondratowi, który pozostał tak spokojnie jakby mu to zupełnie było jedno. Niepokój o Simonisa chęć widzenia baronówny, skłoniły go, ledwie nieco otrząsłszy się i obmywszy, pobiedz do zamku. Bez pozwolenia tym razem poszedł wprost do pokoju Pepity. Nie było jej tutaj i młoda służąca tylko, której narzeczonego zabrali prusacy, siedziała, płacząc u okna. Masłowski poprosił jej, by pani o nim oznajmiła.
W kilka minut nadbiegła rozpromieniona Pepita.
— Podziękuj mi pan — rzekła — gdybym go nie uwolniła, siedziałbyś do końca wojny.
Masłowskiemu tego było potrzeba, ażeby rękę pięknej panny pochwycić i serdecznie spojrzyć jej w oczy.
— Jakim sposobem? — spytał.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.