gabinetowy króla, dawny wielkich nadziei, ajent polityczny był dziś pomocnikiem cukiernika.
Karjera jego zdawała się być skończoną na zawsze, a Charlotta o żadnej innej myśleć mu nawet nie pozwalała, nasłuchawszy się o niebezpieczeństwach, na jakie mąż jej był narażony.
— Chwała Bogu! — mówiła żywo — w domu nam na niczem nie zbywa; niema czego się po świecie dobijać, narażając się na skręcenie karku, a nam to do czego?
Blumli, przesiedziawszy parę godzin u Simonisa, z westchnieniem mieszkanie jego opuścił. Jakkolwiek skromną nader była dola kawalera Maksa, majętniejszy od niego Blumli prawie mu jej zazdrościł.
Panna baronówna Pepita, po wywiezieniu Masłowskiego przez ojca, zamknęła się z początku i na świat pokazywać nie chciała; potem zmuszoną była na świat powrócić, ale się na nim zachowała obojętnie, dumnie i licznym swym wielbicielom, ażeby jej nie nudzili długo, dawała sumaryjną, bardzo ostrą odprawę. W krótce też, mimo wdzięku i mienia i zamożności jej, nikt się już do niej nie posuwał; mówiono sobie, że Pepita ma w sercu nieuleczoną jakąś miłość.
Masłowskiego młodego więcej już na dworze nie widziano. Ojciec nie poprosił nawet o uwolnienie go od obowiązków; jak go dał wprzódy Brühlowi, tak go potem samowolnie odebrał i na wsi zamknął.
Stolnik z tego powodu zerwał nawet z Ministrem i jego adherentami, stojąc w opozycji przeciw dworowi, któremu przebaczyć nigdy nie mógł, iż śmiał mu chcieć syna ożenić; nazywał to tyranią, absolutum dominium itp., i stał się zagorzałym republikanem.
Pan Ksawery, za karę, iż śmiał rozporządzać swem sercem, nie odniósłszy się wprzódy z tem do ojca, chociaż miał zapowiedzianem z góry, że o małżeństwie myśleć nie powinien, mianowany został ekonomem w majątku stolnika. Przychodził wprawdzie do stołu i niekiedy wzywany był do gości, ale zwykłe dni spędzał w polu, stodole, przy kosarzach, młóckach itp. Niekiedy ojciec dla złamania buty i swawoli młokosa, jak powiadał, sadzał go w smrodliwej gorzelni, nakazując pilnować żyda i wypędu wódki; czasem posyłał go biedką jednokonną do Hrubieszowa, Chełma i Lublina po sprawunki. Po półroczu dopiero dano mu lichego konia wierzchowego. Ojciec jednak, monitowany podobno przez duchownego, księdza dziekana Pietraszkiewicza, zliczywszy lata synowskie i obrachowawszy się z sumieniem, postanowił go ożenić, by krewkości młodzieńczej koniec położyć; chciał mu folwark Rudy wypuścić sam, rozpa-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.