w niej umieścić; niewiem wiele beczek wina sprowadzono umyślnie.
Stolnik, który był znany z tego, iż w podobnych okazjach dostał kroku najtęższym, począł tego dnia iść o lepszą z lubelskim mecenasem Zawistowskim, także hulaką, jakich mało. Obaj zdrowia wymyślali, kielichy coraz ogromniejsze, osobliwsze sposoby picia; drugiego dnia wprawdzie Zawistowski legł bez zmysłów, a stolnik, nad nim pogrzebowego wypiwszy, tryumfował; lecz do domu wróciwszy, i sam się położył.
Leczył się kwaśnymi ogórkami, kapustą, śledziem, różnymi wymysłami; nazajutrz jednak nie wstał, a we dwa dni dostał gorączki i majaczył. Posłano po fizyka do Lublina, a ten oświadczył, że chyba silna bardzo natura zwycięży, bo w medycenie on środków nie widzi. W ciągu tygodnia było ciągle gorzej i coraz gorzej, spodziewano się kryzys, ale zamiast niej przyszło osłabienie i konanie. Stolnik, poczuwszy zbliżający się koniec, posłał po dziekana, spowiadał się bardzo przykładnie i umarł prawie przytomnie, synowi dawszy błogosławieństwo. O ożenieniu żadnem mowy nie było. Ksawery znalazł się więc panem woli i swobodnym. Pogrzeb stolnika przy ogromnej frekwencji obywatelstwa, ze stypą należną pamięci tak znanego pana, odbył się w Chełmie i kosztował na one czasy sumą znaczną. Wdziawszy żałobę, stolnikowicz pozostał w domu, regulując pozostałe interesa. Nie ruszył się wcale przez cały rok i sześć niedziel poczem nabożeństwo jeszcze w aniwersarz za duszę nieboszczyka odprawiwszy, do Warszawy pojechał. Dziekan który od czasu do czasu bywał, obserwował go i badał, wcale nie umiał powiedzieć, coby myślał. Tymczasem podróż się przeciągnęła.
Dowiedziano się nierychło, iż z Warszawy ruszył Ksawery do Drezna. Złożyło się to właśnie, iż tu w październiku przybył.
Króla przywróconego krajowi przyjmowano tu uroczyście, a Brühl dbał o to, aby mu na zwyłych nie zbywało rozrywkach.
Ale minister sam, jakkolwiek w łaskach zawsze u pana, dla którego był niezbędnym, czuł się nie tak wszechmocnym, nie tak siebie pewnym jak wprzódy.
Nie mówiliśmy w ciągu powieści o zajściach jego z hrabią Wackerbarth Salmour, niegdy przybocznym młodego kurfirsta, która Brühla nienawidził i w otwartej z nim był wojnie. W czasie siedmiolecia, gdy kurfirst mieszkał jakiś czas w Dreznie, a Wackerbarth z nim był także, udało się nieskończenie w małych rzeczach zręcznemu Brühlowi ściągnąć podejrzenia Fryderyka na nieprzyjaciela swojego, którego król pruski w Kistrzynie osadził. Wkrótce jednak intryga się wydała, puszczono go na wolność, ale cała rodzi-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Z siedmioletniej wojny.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.