z powagą matrony. Skromny jej dwór był także na owe czasy zjawiskiem uderzającem.
W sąsiedztwie później Iwaś na jakichś imieninach obchodzonych uroczyście bliżej ją poznał i bardzo sobie upodobał. Nie widywano nigdy tak długo i wesoło zabawiającego się z kobietami, których unikał dotąd. Przyjaciele natychmiast wróżyć zaczęli, że się o nią starać będzie — ale zawiedli się w oczekiwaniu.
Iwaś przyznawał, że mu się podobała, ale otwarcie mówił, że o ożenieniu nie myślał, wiele wymagając od niewiasty, którejby dał imię swe i uczynił ją dożywotnią towarzyszką. Księżna także okazując mu życzliwość, nie zdawała się chcieć go pociągać ku sobie, bo wcale zalotną nie była. Zawiązała się przyjaźń jakaś spokojna, z której śmiano się potroszę, bo jej nie rozumiano.
Bajbuza głośno powtarzał, że dotąd do stanu małżeńskiego nie czuł wcale powołania. Kiedy niekiedy odwiedzał księżnę i mile spędzał u niej godzin kilka, w obcych domach spotykając się z nią, wyróżniał i chętnie się przysiadał na długie rozmowy, ale w końcu nawet najłakomsi na plotki, przestali wróżyć, aby coś z tego być mogło.
— Ambitny jest — mówiono — chce mu się wielkiego majątku i imienia razem.
Kobiety zarzucały księżnie Teresie, że nie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/021
Ta strona została uwierzytelniona.