Po drodze już Wąsowicza spotkawszy, który do hetmańskich należał przyjaciół, wiedział, że Zamojski nie przybędzie, bo mu to Karnkowski odradzał, ale Żółkiewski, Dulski i inni przyjaciele zastępować go nie omieszkają.
Oburzało to Bajbuzę.
— Gotowi sądzić, że się ich uląkł! — wołał w duchu — a to rozzuchwali. Zamojskiemu się poddać nie godziło, ale stanąć śmiało oko w oko. Zły początek.
Wąsowicz, który go spotkał wjeżdżającego, nadjechał tu zaraz. Młody był a zuchwały wojak i nawykły też do przewagi hetmana. Rozumieli się więc z Bajbuzą doskonale.
Zoczywszy go na progu wołał rotmistrz.
— A to ja tu piękne rzeczy znajduję… hetman się cofa?
Wąsowicz głową potrząsł.
— Nie lękajcie się tego — rzekł — na początek jednak trzeba było Karnkowskiego posłuchać. Żółkiewski go tu zastąpi.
— A Zborowscy?
— Zborowscy? — przerwał Wąsowicz — tajemnica to jeszcze… Mówią jedni, że siłę mając z sobą, choć wywołani wbrew banicyi staną na sejmie, drudzy powiadają, że ich Górka zastąpi. Wszystko wre i kipi. W ulicach już ludzie się rąbią.
Nie wytrzymał rotmistrz.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/044
Ta strona została uwierzytelniona.