Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

mości i pamiątki z Baru, które mieć sobie życzyła. Był więc pewnym, że mu przystępu do niej nie odmówią.
Lecz i tu zjazd sejmowy dobrze czuć było. Kurytarz i drzwi były w ustawicznem oblężeniu. Marszałek dworu, osobiście życzliwy rotmistrzowi, prosił go, aby miał cierpliwość. Czekając więc z innymi, mógł się przypatrzeć ruchowi, jaki tu panował.
Co chwila przynoszono wiadomość jakąś lub wyprawiano posłańców.
Wsuwali się rakuszanie chcąc dostać języka, a może probując, czy się królowę pozyskać czem nie uda.
Szczególniej na mocy dawnych stosunków cisnął się ślepy Czarnkowski, lecz królowa, którą długo oszukiwał, zimno go i milcząco się pozbywała.
Na samym końcu prawie przyszła kolej na Bajbuzę.
Królowę znalazł w towarzystwie dwóch pań, w grubej żałobie, niezmiernie zestarzałą, lecz z twarzą ożywioną jakimś promykiem nadziei.
Ponieważ nikogo oprócz kobiet nie było, mogła Anna otwarcie powitać rotmistrza, nie potrzebując taić co myślała.
— Pomagajcie mi — rzekła — abym syna siostry mojej na tron wyniosła. Wychowałam go dla was, wprzódy po polsku niż po szwedzku się