Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

uczył. Pobożny jest, dobry, łagodny. Ja go za syna przysposobiłam.
Złożyła ręce na piersiach i powtórzyła.
— A! pomagajcie mi zgodnie.
— W. Królewska Mość zapewne poleciliście to hetmanowi — rzekł Bajbuza.
— Lękam się, aby on kogo innego nie miał na myśli — cicho szepnęła królowa. — Mówcie mu za mną i za Zygmuntem.
Głos jej drżał, patrzyła w oczy rotmistrzowi i łzy się jej kręciły pod powiekami.
— Tylko tego pragnęłabym dożyć — mówiła dalej — aby go posadzić na tronie, spokojną naówczas umrę.
Bajbuza nieśmiało wyraził ubolewanie nad tem, że hetman nie przybędzie do Warszawy.
— Wiem o tem — przemówiła Anna — lecz lepiej może jest, ażeby całą siłę na sejm elekcyjny zachował. Mąż jest baczny, wie co czyni. Bylem go dla mojego Zygmunta mogła pozyskać, nie ulęknę się innych współzawodników.
Rozmowę tę przerwało przyjście duchownych, którzy chcieli powitać królowę. Bajbuza cofnął się zadumany.
Wszędzie znajdował ten sam niepokój i niepewność jutra. Nigdy może burzliwiej nie zapowiadały się sejmowe narady.
Stronnictwo Zamojskiego wywoływało głośno