rowskimi i trzymać z nimi będzie, a nigdy z despotą i ciemiężycielem! Słyszycie?
— Doskonale — odparł Bajbuza, około którego zwolna goście się skupiać zaczęli ciekawi. — Właśnie mnie to dziwi, że razem popieracie Zborowskich i sprawę cesarską do korony, która, gdyby się utrzymać miała, także nam nie obiecuje swobód przymnożyć.
Bajbuza się uśmiechnął. Brwi Górki się ściągnęły.
— Za młodym waćpan jesteś, abyś mnie uczył rozumu — rzekł popędliwie.
— Zgoda na to — odparł Bajbuza — więc wy, panie wojewodo, nauczyć raczcie mnie, jak to pogodzić. Ja nie potrafię.
Chmurno spojrzał na niego Górka.
— Życie waćpana nauczy — rzekł poskramiając się — iż są twarde konieczności, którym uledz człowiek musi napozór. Nie ma tu mowy o partyi cesarskiej, ani żadnej innej, pora nie przyszła, ale sprawa pokrzywdzonych na stole…
— Więc dla niej nowe prawo chyba uchwalać przyjdzie, bo stare nie dopuszcza — mówił rotmistrz.
— Waszmość tego rozstrzygać nie będziesz — rzekł Górka dumnie.
Bajbuza stał uparcie, choć wojewoda niespokojnie się oglądając, widocznie chciał go pozbyć.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.