Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

ledwie zmarłemu królowi nie szczędzono obelżywych łajań.
Żaden głos inny, oprócz tych zaczepnych, nie dawał się słyszeć… Widocznie Zborowscy górę tu wziąć mieli, ale mógłże dla tego, przewidując porażkę, cofnąć się rotmistrz.
— Potrzeba, aby, choć z ofiarą żywota, stanął ktoś w obronie sprawiedliwości — powtarzał w duchu.
W chwili gdy się nareście sejm miał otwierać, posłowie litewscy domagać się zaczęli o odroczenie go jeszcze na dni dziesiątek, ale na to już wychodzący marszałek Opaliński, ani inni przyjaciele Zamojskiego nie chcieli dozwolić, przewidując, że Zborowscy czasu tego użyją, aby się jeszcze bardziej skupić i zuchwalej wystąpić.
Wśród największego więc wzburzenia umysłów otwarły się drzwi i niespodziewany wcale ukazał się w nich pochylony starzec, z długą do pasa brodą, w uroczystych szatach purpurowych. Był to prymas Karnkowski, którego upadającego na siłach, dwóch kapelanów pod ręce prowadzić musiało.
Karnkowski posuwał się zwolna, z widoczną trwogą na bladem obliczu, wargi mu drgały.
Zborowszczycy i Górka pewni będąc, że go mają za sobą, dali mu zająć krzesło, wstrzymując się od wszelkich oznak niechęci. Lecz milczenie zaledwie bardzo krótką potrwawszy chwilę,