Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/078

Ta strona została uwierzytelniona.

Niepodobna się było omylić, pogoń z krzykiem i nawoływaniem na Żółkiewskiego pędziła. Natychmiast dano znak, aby wozy związać łańcuchami w tabor.
Oddział Żółkiewskiego i Bajbuzy stanął w pośrodku, gotując rusznice… tłum już następował na przychodzących do obozu, gdy Żółkiewski i Bajbuza siedli na konie.
Od oka obliczając siły, zdawało się, że Zborowszczycy, między którymi wielu szlązaków było i niemców, likiem przechodzili we dwójnasób przynajmniej ludzi w taborze zamkniętych, ale to była kupa niesworna, ludzie w większej części nietrzeźwi, i niemający wodza. Zdawało się im zapewne, że dosyć będzie natrzeć na garść Żółkiewskiego, aby poszła w rozsypkę i dała się wystrzelać i zrąbać.
Zobaczywszy, że się tu do twardej obrony przygotowują, zatrzymali się opodal nieco, może o jedno z łuku strzelenie.
Tymczasem z miasta, zkąd widać było i pogoń i oddział, co się opasał wozami, bo ciekawi aż na wieże powstępowali, aby się początkowi tej wojny domowej przypatrzyć, wysłał sam Górka z rozkazem, aby jego ludzie pierwsi nie rozpoczynali. Słychać bowiem było dokoła takie wrzaski i wyrzekania na Zborowskich, iż widział jakby to ich sprawę popsuło.