Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.






IV.


Nie chcąc aby sądzono, iż się raną swą chlubi, albo ją obrócić myśli za narzędzie przeciwko Górce i cesarskim, brzydząc się wszelkiem przechwalaniem i rozgłosem, Bajbuza, choć dla wielkiego upływu krwi ledwie się na koniu mógł utrzymać, delią osłoniwszy rękę a Szczypiorowi przy sobie jechać każąc, po pożegnaniu Żółkiewskiego, pociągnął do miasta.
Miewał zawsze przy swym oddziale kilku doskonałych trębaczów i flecistów, tym więc, przy towarzyszeniu bębna, który wiózł dobosz na koniu, kazał grać i jakby w tryumfie przez most ciągnąć, aby nieprzyjacielowi dokuczyć.
Zborowszczycy pochowali się na czas, choć i oni buty wcale nie stracili, a rannym się tak chlubili jak wprzódy czekanem, który o mało Żółkiewskiemu nie rozbił głowy.