Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

aby do kościoła pójść Panu Bogu podziękować, że kula nie w głowie utkwiła, potem zaraz na zamek się stawić.
Że do królowej JMci idąc wystroił się w najlepsze szaty jakie miał, to się samo z siebie rozumie, ale Szczypior milczący pomyślał, że nie na samą królowę miał baczność, starając pańsko i rycersko wystąpić.
Prześladował go księżną, ale rotmistrz z żywością wielką się opierał posądzeniom.
— Daj ty mi pokój — mówił — ja sobie kobietami głowy nie zaprzątam, ani je znać chcę. Złote, powiadają, jarzmo małżeńskie, ale gdyby było i drogimi kamieniami sadzone, wolę mieć szyję swobodną, niż je sobie nakładać. Księżnę wielce szanuję, ale i ona niewiastą jest, a ja się ich boję.
Człowiek żonaty nie rad z domu, ociężeje, przyjdą dzieci, musi dla nich zbierać, więc nic już nie może, ręce związane… Światu z niego nic. Daj mi pokój.
Na zamku, jak się spodziewać było można, od królowej JMci doznał najwdzięczniejszego przyjęcia.
— Niech Bóg waszmości zapłaci — odezwała się wzruszona, ze łzami na oczach — iżeś miał litość nad wdową, która tej rzeczypospolitej życie swe całe i mienie poświęciła, a teraz co ma najdroższego radaby jej dać. Weźcie Zygmunta, którego