Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

Dni więc schodziły szybko obu dowódzcom, a rotmistrz temu zajęciu rad był, chociaż mu się serce razem krajało.
— Gdybyżeśmy się na nieprzyjaciela wybierali? — mówił — radowaćby się można, ale kto wie przeciw komu i rusznice i kopie skierować będziemy musieli. A wszystkiemu winni warchołowie jak Górka, dla których nic świętego niema.
Kopijnicy naostatek z nowemi proporcami, z odnowioną bronią, w świecących jak zwierciadła zbrojach byli gotowi, i gdy się rotmistrz dowiedział, że hetman do Warszawy się zbliża, ruszył razem ze Szczypiorem na spotkanie jego nocą, aby orszak Zamojskiego pomnożyć.
W mieście już wiedziano o tem, że hetman ciągnie i wiadomość ta przyczyniła się do uspokojenia umysłów; doznano bowiem na sejmie konwokacyjnym, jak bez niego o ład było trudno.
Przybywał Zamojski pierwszy jakby gospodarz i dozorca, aby później nadciągającym nie dopuścić nieładem i samowolą mięszać porządek.
Miasto się wysypało patrzeć na wspaniały ten wjazd, który z okazałością pańską, powagą wielką, w spokoju i karności się odbył.
Ludu, dworu, rycerstwa, oddziałów broni różnej, ochotników jak Bajbuza liczba znaczna bardzo towarzyszyła hetmanowi; szły wozy, wieziono namioty, a że w polu stać miano, wszystko co w obozie potrzebnem być mogło. Nie obyło się