Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

ście wpaść mu w oko, a że go niewiasty pono popsuły, bo się jego piękności nie mogą nachwalić, zda mu się, że kędy się zwrócić raczy, zwycięży.
Nie mam nic przeciwko niemu — dodała — ale mi jest tak obojętnym jak Szczypior!
Bajbuza wąsa pokręcił.
— A dlaczegoż księżna mu nie dasz poznać, że tu próżno czas marnuje. Rodzina mu, jak mi mówiono, Dulską dawno przeznaczyła, odprawcie go do niej.
Księżna Teresa popatrzyła na swego opiekuna.
— Dziękuję wam za życzliwą i dobrą radę — rzekła. — Nie mogę go się zbyć, dopóki nie da mi do tego zręczności. Bądźcie spokojni. Dulskiej go ja nie odbiorę. Dla mnie i za młody i za piękny.
Tak tedy wszystko w zawieszeniu zostało, a Bajbuza przyjeżdżał dopóki mógł do zamku. Teraz jednak często od obozu odstąpić i ludzi samych pozostawić mu było trudno. Zamojski go też potrzebował. Nowy zwrot rakuzcy kandydaci, arcyksiążęta Ferdynand i Maksymilian, sprawie swej uznali koniecznym. Doniesiono im, że Górkę i Czarnkowskiego ze Zborowskimi wszyscy odstępowali, że na nich rachować nie było można. Próbowali więc wprost już do Zamojskiego się udając, pozyskać go sobie.