— A księżna pani, a Jmpan wojewodzic Kostka co robią?
Kaliński głową poruszył.
— Kostka! Kostka! — rzekł — radbym, żeby wam całą kością w gardle nie stanął. Szaleje za księżną, a że ona go wyśmiewa potroszę, on to wszystko wam przypisuje i zaklina się słyszę, iż na żywot wasz godzić gotów.
— Niech próbuje — odparł chłodno rotmistrz — ale kto na cudzy godzi, ten swego nastawić musi. No! a księżna Jejmość?
— Księżna? — mówił Kaliński trochę się zżymając — księżna się śmieje z niego, to prawda, ale… niewiasta zacna, stateczna, a zawsze niewieściego w niej coś jest.
— Cóżeś to upatrzył? — zapytał Bajbuza.
— Nadto jest litościwą a powolną, daje mu się w siebie wpatrywać i coraz szaleć mocniej — mówił dalej Kaliński. — Bawi się nim jak pieskiem lub papugą. Jemu się tymczasem coraz bardziej w głowie zawraca.
— To jego sprawa! — mruknął Bajbuza. — Na zamku uroczyste nudy… niechże się gachem zabawi; a on głowy powinien pilnować, aby mu się nie zawracała.
— No, a na Kostce nie dosyć — dodał Kaliński, który niebardzo księżnę lubił — królowa prowadzi do niej drugiego pretendenta, i temu ząbki wyszczerza.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.