cichym kącie nad Styrem, siedzieć jednej kobiecie trudno. Królowa mnie chce mieć przy sobie. Nie mam też nic lepszego do czynienia.
— No — przerwał śmiejąc się Bajbuza — i weselej wam tu, bo na pretedentach, jak słyszę, nie zbywa.
Spojrzała mu w oczy piękna wdowa.
— Trudno mi zabronić zbliżać się do siebie — rzekła — ale ja o żadnych nie myślę, bądźcie pewni.
— Nie widziałbym też w tem nic dziwnego, ani zdrożnego, gdybyście myśleli — odezwał się Bajbuza.
— Wiecie — przerwała mu księżna — żem tego świętego stanu małżeńskiego zakosztowała. Nie zostawił mi on po sobie wspomnień, któreby do ponowienia ślubów zachęcały. Dlatego wdową chcę pozostać.
— A cóż pocznie piękny Kostka? — zapytał Bajbuza.
— Nie wiem, ożenią go z Dulską zapewne — dodała księżna.
— A kniaź Olelkowicz? — szepnął rotmistrz.
Zarumieniła się zapytana.
— I o tym wiecie? — wtrąciła — ale tenby mi mógł być ojcem.
— Właśnie dlatego mężemby sobie życzył zostać, aby przy was odmłodniał — śmiał się Bajbuza.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.