Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

się nader pańsko stawił i znać w nim było na pierwszy rzut oka potomka wielkiego rodu.
Królowej Annie ręce drżały odbierając te listy poufne. Obok nich przychodziły i od samego Zygmunta, serdeczne ale sztywne i kancelaryjnym stylem układane. Królowa napróżno szukała w nich tej oznaki jakiejś poruszenia serca, która dla niej nade wszystko droższąby była.
Tak z jednej strony odbierając doniesienia od Kalińskiego, z drugiej wieści od Krakowa sprzeczne, raz o powodzeniach hetmana, to znowu o siłach gromadzących się groźno Maksymiliana, który swoją elekcyę zawsze za najprawowitszą w świecie uważał — królowa nie miała chwili pokoju i pociechy.
Była to prawdziwa tortura moralna, w której zimno i upał mieniały się nieustannie, nadzieje i zwątpienia.
Ludzie nie oszczędzali jej najprzykrzejszych baśni, zmyślań, postrachów. Jedyną pociechą było tylko, że przedniejsi senatorowie, prymas, panowie, czoło narodu, śpieszyli połączyć się z Zygmuntem, jako z wybranym przez się monarchą, jedynym jakiego uznawali.
Chwili, gdy naostatek marzenie lat długich się ziściło i Anna mogła siostrzana, syna w nim uścisnąć, tego, co się w jej sercu działo podówczas, żadneby pióro nie opisało. W duszy nuciła tę pieśń ziszczonych nadziei, której się