Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

wania Piotrkowa, uznały go wszakże trudnym do zdobycia i popłoch tylko wznieciwszy cofnęły się. Ale, co gorzej, szlachta wielkopolska i sieradzka, która się do króla ściągała, znużona powoli rozchodzić się zaczęła. Siły Zygmunta się uszczuplały. Doradzono królowi nocą i potajemnie wyciągnąć do Warszawy.
Był to ruch, jak się okazało, umyślnie na obałamucenie nieprzyjaciela tylko obrachowany. Puszczono wieści, że Zygmunt do Szwecyi powraca, tymczasem on nagle wstecz się do Krakowa skierował, przeszedł Pilicę pod N. Miastem, potem Wisłę pod Korczynem, i tym sposobem rzeką się od obozu Maksymiliana obwarował.
Królowa z Anną udały się do Warszawy.
Pożegnanie z Zygmuntem kosztowało łez wiele. Ona co wszystko poświęciła, aby go do tego tronu doprowadzić, ofiarami niezmiernemi, musiała z ust jego usłyszeć, że gotów zrzec się korony dla Ernesta i Anny, a sam woli do Szwecyi powracać.
Pierwsze te dni panowania najprzykrzejsze na nim uczyniły wrażenie. Słyszał tylko o rozterkach, widział kraj rozdarty, nie było nadziei przejednania; młody, niedoświadczony, gdy i ojciec nalegał, aby się cofnął, przyznał się ciotce, iż nad wszystko wolałby to uczynić.
Anna padła łzami zalana, nie znalazłszy wyrazów na odpowiedź. Zygmunt z takim chłodem