Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

zaś Zamojskim tylekroć wahanie się, a niekiedy i pobudki ambicyi własnej, że tem mocniej o sobie zwątpił, i o tem czyby podołał innej sprawie krom rąbania i rozpraszania nieprzyjaciela!
Wcale inaczej wystawiał sobie zadanie życia swego… Ostygł teraz i zwątpił.
Szczypior widział tylko jedno, iż cierpiał i nieswój był, ale bardzo poziomo przypisywał to babom i tłumaczył Kalińskiemu.
— Niema na świecie nic zgubniejszego jak gdy człowiek między podwiki się wda. Żeby jak rozumnym i silnym był, nie przymierzając jak nasz rotmistrz, nie obroni się, oplączą go. Naprzód się wieszał przy księżnie, no, niechby tam jeszcze… teraz go bodaj opanowała ta Ewusia, znajomość jakaś z dawnych czasów, a ta ma takie ostre szponki, że jak pochwyci, nie wypuści. On jej nie ujdzie, a jak się z nią ożeni, to przepadł. Będzie najnieszczęśliwszym, zamęczy się i zatruje.
Kaliński nie śmiał powadze Szczypiora się sprzeciwiać.
— Toby go może corychlej ztąd z Krakowa wywieźć, gdy już leków, aptek i doktora nie potrzebuje. Ewusia ta przecie nie pojedzie za nim.
— Wywieźć? — podchwycił Szczypior. — Tego ani ja, ani się nikt podjąć nie może, bo on ma swą wolę upartą, której się nie zrzeka, chyba na korzyść niewiast.