— Zostajecie w Krakowie? — zapytała księżna po chwilce.
— Nie — rzekł Bajbuza — powracam do Nadstyrza, zdaje mi się, żem tu już nie potrzebny. Wojna tymczasem skończona, król ubezpieczony na tronie, ludzi około siebie ma dosyć.
— Moglibyście i wy przy nim pozostać — odpowiedziała księżna — takiego rycerstwa zanadto mieć nie może. Zdalibyście się tutaj.
— Nie sądzę — śpiesznie przerwał Bajbuza — jam do dworu, a dwór dla mnie nie stworzony. Osobna to umiejętność obracać się około monarchów, dworować, bronić się od zawiści, stać na straży, łaskami się nie popsuć, oziębłością nie zrazić. Ja żołnierzem jestem przedewszystkiem. Dopóki pokój, będę około mojego pracował zagona, zdrowiej mi w tamtem powietrzu.
— A wy? mościa księżno — dodał — wrócicie nam kiedy na wieś?
Zarumieniła się piękna pani i oczy spuściła.
— Nie wiem — rzekła z pewnem wahaniem, i jakby ośmielając się siłą woli dokończyła.
— Królowa JMci mnie swata.
— A! — wyrwało się mimowoli z ust Bajbuzie.
— Tak jest — mówiła coraz odważniej księżna. — Królowa mnie swata. Smutno jest na całe życie samą i bez rodziny pozostać.
— A więc? — spytał Bajbuza cicho.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 01.djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.