Za to w ciaśniejszem tem kółku był on sługą wszystkich, rozjemcą i pomocnikiem, a w spełnieniu tego, dobrowolnie na siebie wziętego obowiązku, nie mona go było nawet o chętkę zdobycia jakiejś wziętości posądzić.
Niczego się bowiem nie dobijał, a często dla przekonania szedł wbrew ludziom, narażał się im, ściągał krzyki i nieprzyjazne przeciw sobie objawy.
Patrzano na niego jednak z poszanowaniem, bo wszystkie te zwykłe sprężyny, co pobudzają ludzi do działania — miłość własna, próżność, chęć zbogacenia się, uzyskania władzy i przewagi — obce mu były.
Posądzał go niejeden, że się tak świętym czyni przez próżność jakąś, lecz najpilniej badając jego czynności, nic mu zarzucić, cienia na nim znaleść nikt nie mógł.
Potwarz spływała po nim, jak woda po kamieniach, obmywając a nie nadwerężając.
Radzi nieradzi, przyjaciele i niechętni szanować go musieli.
Dwór w Nadstyrzu powoli, nieznacznie się zaludnił.
Przybył naprzód z rotmistrzem, nieodstępny jego, poczciwy, oddany mu cały Szczypior, człek prosty, nie orzeł, ale roztropny, niemający też do orlego polotu najmniejszej chętki, druh i sługa wierny.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/010
Ta strona została uwierzytelniona.