Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

Za jednym, który opowiadał co słyszał i widział w Nadstyrzu, płynęli i drudzy ciekawi. Starzy się legitymowali tem, że nieboszczyka znali i jejmość z kniaziów Kurcewiczów, macierz pana rotmistrza, inni mu się przypominali, że na jednej z nim ławie w szkole, choć zdaleka, siedzieli. Rad był wszystkim, a nie chciał lub nie mógł po całych dniach siedzieć z nimi, zastępował go Szczypior, zawsze gotów do pustej gawędy i do kubka.
Potem nieznacznie poczęto Bajbuzę pociągać za pośrednika i rozeznawcę, że spokojnego umysłu i sprawiedliwym był.
Zwaśniła się szlachta, jechał jeden z nich, jak w dym, do Bajbuzy, a rotmistrz chętnie się zgadzał zgodę czynić i od sądów odciągać.
Ale kto się nie czuł praw, ten do niego się nie uciekał, bo się przekonano wprędce, że najlepszego przyjaciela potępił, gdy sprawę miał złą.
— Ja cię kocham bardzo — mówił — gotówem wszystko dla waszeci uczynić, ale sumienia przyjaźni nie sprzedam… Nie masz słuszności za sobą.
Znano go z tego, że nielitościwym był prawdomówcą, lecz nawet gdy najprzykrzejsze musiał komu czynić wyrzuty, czynił to łagodnie i bez gniewu; starał się błąd wytłumaczyć, winę zmniejszyć, rankory łagodzić.