nie wiedząc w czem prawda była, dobił się Bajbuza do Krakowa.
Pierwszy niemal z kim się tu spotkał, był poczciwy Kaliński, który we dworze bawiąc, jak gąbka nasiąknął tem, w czem był zanurzony, potrzebował go tylko nieco pocisnąć, aby z niego dobyć co chciał.
Kalina przybiegł uradowany, a humor jego urósł, jeszcze gdy zaraz na wstępie otrzymał gościńca, parę pistoletów kosztownych, jakiemi się pochlubić było można.
Ust mu nie potrzeba było otwierać. Przyniesiono wino i przekąski, Kaliński siadł i potoczyły się opowiadania o dworze, o królu, o królewnie, o już po cichu obmyślanem małżeństwie, których Bajbuza słuchał z nadzwyczajnem zajęciem. Na pierwsze zapytanie o hetmana, Kaliński ręką zamachnął.
— Nieprzyjaciel nasz jawny jest! — zawołał.