Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

U Ewuni mówiono już wiele o przyszłem małżeństwie króla, o którem jeszcze nikt właściwie nie wiedział, czy przyjdzie do skutku. Utrzymywała się jednak uparcie ode dworu zawiewająca wieść, że jedna z arcyksiężniczek jest już dla króla przeznaczoną, że układy się toczą.
— Naówczas i Kraków odżyje — mówiła piękna Ewunia. — Stara królowa modli się i siedzi zamknięta, a rachunki jej czas pochłaniają, młoda królewna nikogo tu oprócz dyssydentów swych szwedów i niemców znać nie chce. Na zamku nudy śmiertelne przerywane tylko muzyką, ale my jej nie słyszymy chyba w kościele. Zabaw nie ma żadnych, król w ciasnem się kółku zamyka.
— Ludzie się oburzają — dodała piękna Ewunia — iż król rakuzką chce wziąć dziewkę. A co nam to szkodzi, bylebyśmy królowę młodą mieli?
— Tak, tak — zamruczał siedzący na boku jeden z przyjaciół wdowy — ale się jejmość pani mylisz sądząc, że młoda królowa tu życie wniesie. Przybędzie tylko ojcom Jezuitom do procesyi i nabożeństw gorliwa promotorka, nic więcej, i co dziś król sam jeden się modli, to będzie we dwoje.
— A wy mu to za złe macie, że się modli? — zapytał Bajbuza.
— Bo zakonnikiem nie jest, ale królem —