dzicznemu monarsze nie przystało, aby elekcyjną koronę ktoś sprzedał lub ustąpił? I komu jeszcze? temu, kogo rzeczpospolita zdawien nawykła za nieprzyjaciela uważać?
Bajbuza pochwycił się za głowę, ale straszna ta wiadomość tak mu się zdała nieprawdopodobną, że choć ją z ust Urowieckiego słyszał, zawołał:
— Ależ frymark ten prawdą-li jest?
Stary rotmistrz zżymnął się.
— Iwasiu mój — odezwał się nawykły go tak nazywać — albom ci to nie mówił, że dowody czarno na białem mamy? Nie starczy ci tego? Jedź ze mną do Zamościa, hetman ci pokaże listy, nie zaprze się król ręki własnej. Mamyż to utaić? możemyż dopuścić, aby się frymark dokonał i najazd może wywołał. Wojna tak czy inaczej nieunikniona.
Bajbuza spuścił głowę smutnie.
— Ale — dodał Urowiecki — być bardzo może, i odsłaniając złe zapobieżym mu, uczynim je głośnem, ruszy się co żywe do obrony praw i król z Radziwiłłem swym i Tarnowskim… Naówczas…
Ale któż przewidzi, co się stać może? — wtrącił stary. — To pewna, że my za sobą mamy prawo, słuszność, sprawiedliwość. Hetman lekkomyślnie nic nie przedsiębierze; gdy raz rękę na pługu położy, orać będzie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/054
Ta strona została uwierzytelniona.