Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

man przeciwko niemu występuje. Kto ma słuszność, kto tu winien? Bóg święty wiedzieć raczy.
Zdaje się, że młody pan nienawykły do rządzenia, a jeszcze w kraju, w którym monarcha władzy absolutnej niema, trochę sobie za śmiało poczyna. Zdaje mu się, że jego wola wszystkiem, a tu się u nas trzeba i na powszechny konsens oglądać. Ztąd konflikt.
Hetman też, ja nie wiem czy winien, czy winni ci co króla do niego zrazili, dosyć, że nasion wiele do niezgod zasiano, a wszystkie oparte na rakuzkich praktykach.
Staruszka, którą Bajbuza przyzwyczaił do podobnych spowiedzi, słuchała z zajęciem.
— A z kimże ty, moje dziecko? — zapytała — naturalnie że z hetmanem… Toć twój wódz ulubiony.
— Radbym z nim, tak — westchnął Bajbuza — lecz w takiej jestem niepewności, że gotówem się od wszystkiego powstrzymać, aby nie zbłądzić.
Leszczakowska rozśmiała się głową potrząsając.
— Gdzieżbyś ty zaś miał spokojnie wysiedzieć, gdy się wszyscy ruszą, a publiczna sprawa powoływać będzie! O! już w to ja nie uwierzę. Radabym dla ciebie, abyś raz o sobie pomyślał,