zamiast zawsze troskać się o to dobro powszechne, ale już ciebie nic nie zmieni.
Żenić się nie chcesz, rodziny nie masz, więc ci kraj rodziną.
— Najgorszem to — wtrącił powstając Bajbuza — że człowiek nie wie kędy iść i z kim trzymać. Na tatara lub turka, na rakuszan, zatrąbią, zabębnią, siadasz na koń i rzecz skończona; a tu wybieraj między panem Zamojskim a królem JMością?
Nigdym tak mocno nie czuł, że głupim jestem! — dokończył smutnie.
Leszczakowska zaprotestowała całując go w głowę. Nadchodził czas wieczerzy, poszedł powitać resztę domowników. Wszyscy już czekali około krupniku z półgęska, którego woń przyjemnie się rozchodziła po jadalni. Ks. Rabski pośpieszył czule witać i odmówić Benedicite, siedli, a Rożek zabrał głos dla opowiadania dziejów czasu niebytności rotmistrza, do których swym obyczajem sporo cudowności domięszał.
Wstawszy raz w nocy widział około księżyca dziwne zjawisko, górą krzyż, z jednej strony miecz, z drugiej miotłę, co miało jego zdaniem oznaczać wojnę, bodaj domową. W jednej ze wsi sąsiednich przyszło na świat ciele o dwu głowach, co także było przepowiednią bardzo niedobrą. Żydzi mówili coś już o turkach, a oni byli zawsze uwiadomieni najlepiej.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/059
Ta strona została uwierzytelniona.