Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

— A toć ja panu rotmistrzowi najciekawszej nowiny nie zwiastowałem.
Zwrócił się Bajbuza powątpiewając, aby coś dla niego tu ciekawem być mogło.
— Księżna Teresa, mylę się, pani Spytkowa — rzekł Szczypior — sama jedna powróciła do majątku, pono z nowym mężem wyżyć nie mogąc. A że majętność wypuszczona w dzierżawę, a dzierżawca przypożyczył, zagadka to jest więc, z czego ona tu żyć będzie? Sam nawet dwór w części zajęty przez dzierżawcę, a to człek prosty, gbur i zawadyaka.
Bajbuza aż się na siedzeniu poruszył.
— Prawda-li to?
— Najpewniejsza — dodał Szczypior — księżnej, chcę mówić Spytkowej, sam nie widziałem, alem od proboszcza słyszał. Nie jest to tajemnicą dla nikogo. Spytek nietylko że jej majątek puścił i pieniądze zagarnął, klejnoty jej u żydów pozastawiał, ale tak się z nią obchodził, a pożycie z powodu jakiejś włoszki w domu stało się tak przekrem, że jejmość uchodzić musiała. A że jej konie pozamykano, kolebkę zabrano, więc pożyczonym brożkiem parą koni się tu, o jednej słudze i pacholiku dostała.
Zapałał gniewem Bajbuza.
— Jam to zaraz temu małżeństwu źle rokował — zawołał — Spytek mi się nie podobał, choć i gładki i rozumny człowiek, ale serca w nim